sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 26.

- Proszę tutaj- podałam taksówkarzowi telefon komórkowy z otwartym adresem miejsca, w którym miał odbywać się ślub Olivii i Williama. Tacie udało się załatwić to wszystko tak, że przed godziną wylądowałam w Sydney. Za kolejne pół godziny zaczynała się uroczystość, a ja nie miałam prawa zdążyć. Nawet nie byłam przebrana.
- Aha i niech się pan nie waży patrzeć w tylne lusterko- napomknęłam zaraz po wyruszeniu. Nie miałam możliwości przebrać się gdzieś indziej. Musiałam wykorzystać do tego taksówkę. Moja sukienka niestety temu nie sprzyjała, ale postanowiłam zaufać taksówkarzowi.
- Zapłacę podwójnie- jeszcze podsycałam moją ofertę, na co przystał mężczyzna. Mój spryt mi bardzo pomagał w takich sytuacjach.
Uwinęłam się szybko w zmienieniu zwykłego t-shirtu i jeansów na wyjściową czerwoną sukienkę z usztywnianymi miseczkami na biuście, dość krótką, ale moja przyjaciółka wymarzyła sobie ślub na plaży, więc była idealna.
Powiedziałam jej, że mnie nie będzie, ale zrobiłam to bardzo delikatnie i kiedy już dowiedziałam się, że jednak uda mi się przyjechać nie wyprowadzałam jej z błędu. Chciałam jej zrobić niespodziankę.
Udało mi się zwinnie zmienić ciuchy. Wysiadłam i zabrałam walizkę, którą zostawiłam w budynku ośrodka weselnego. Wyszłam na plaże i zobaczyłam gości siedzących na krzesełkach ustawionych na piachu, a Olivię i Williama stojących razem bardziej z przodu. Wypatrzyłam miejsce w ostatnim rzędzie z samego brzegu i niezauważenie na nie przemknęłam. Po chwili wszyscy wstali i wysłuchali przysięgi młodych. Te słowa były piękne, ale były również wielką odpowiedzialnością. Dla miłości jednak nie istnieją żadne bariery. Wiedziałam, że oni będą szczęśliwi. Ruszyli razem, ręka w rękę, wzdłuż rzędów krzeseł. Goście zaczęli sypać płatki róż. Białe kwiaty uświetniały całą scenerię i idealnie kontrastowały. Tiul ułożony był na końcach rzędów, co tworzyło małą alejkę dla pary. Olivia odwróciła się z uśmiechem w stronę gości, ale jej wzrok zatrzymał się na mnie. Myślałam, że zaraz się rozpłacze, kiedy spojrzałam na jej zaskoczenie i niepewny wzrok.Wszyscy patrzyli na nich. Ja też na moment przeniosłam wzrok na Willa, który patrzył na mnie uśmiechnięty. Chyba wiedział, że moja obecność spełnia marzenie jego żony.
- To naprawdę ty?- przyjaciółka podeszła do mnie i wyciągnęła ręce, aby przygarnąć mnie do siebie.
- Nie mogło mnie tu nie być- puściła mnie i dokładnie mi się przyjrzała.
- Zabiję cię za tą konspirację- uśmiechnęła się szeroko i pogroziła palcem. Wyglądała tak pięknie...  Miała na sobie mocno rozkloszowaną, śnieżnobiałą sukienkę do połowy łydki. Była przystosowana do tego, aby nie ciągnęła nią po piachu. Kiedy się ode mnie odsunęła i wróciła do męża, widziałam , że jest szczęśliwa. Mi trochę do tego szczęścia brakowało.
Ostanie tygodnie nie były dla mnie najlepsze, ale musiałam chociaż udawać, że wszystko jest dobrze. Przykleiłam, więc do twarzy szeroki uśmiech i wtopiłam się w towarzystwo.
Zaraz dopadła mnie Charlie, rozmawiałam też z obecnym tu Ethanem, który jakoś mi wszystko wybaczył. Tylko Lewis udawał, ze mnie nie ma. Kiedy tylko na niego spojrzałam i on na mnie patrzył, od razu odwracał wzrok. nawet nie próbowałam podejść i porozmawiać... Nie było sensu.

- Widzę, że dotrzymałaś obietnicy. Miło widzieć tu twoich rodziców- usiadłam z moją przyjaciółką, kiedy miała wolną chwilę. Musiałyśmy pomówić o wielu rzeczach, ale nie chciałam psuć jej uroczystości.
- Miałaś rację, jakoś wszystko się ułożyło. Zaczynam wierzyć, że oni oboje naprawdę mogli się zmienić. Moje rodzeństwo chyba też próbuje- z uśmiechem popatrzyła w stronę rodziny siedzącej przy jednym stole. Była taka ogromna, mieli szczęście, że zawsze mogli na kogoś liczyć. Ja byłam sama, ale tez nie narzekałam.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. To wspaniale. Teraz możesz tylko spokojnie czekać na swoje maleństwo- uśmiechnęłam się szeroko na myśl o tym, że przecież już niedługo zostaną z Willem rodzicami. Będą wspaniali, na pewno.
- Już nie mogę się doczekać- pogładziła się bo dobrze widocznym już zaokrąglonym brzuchu.
- Będziecie najlepszymi rodzicami na świecie- zapewniłam ją, po czym mój wzrok podążył za Lewisem, odchodzącym gdzieś w głąb plaży. W końcu dostrzegłam, że usiadł, pewnie chciał pomyśleć.
- Co z tym zrobisz?- zapytała przyjaciółka, podchwytując mój wzrok.
- Idę do niego- powiedziałam nagle bardzo pewna siebie. Natchnęły mnie jakieś nieznane siły, które kazały mi natychmiast wstać i ruszyć w jego stronę. Chciałam mu wszystko powiedzieć. Wyjaśnić co mną kierowało, pokazać, że naprawdę mi na nim zależy.
Zostawiłam Olivię, która szepnęła mi jeszcze kilka słów otuchy. Szłam, nawet na moment nie spuszczając go z oka. Wybrałam inną drogę. Chciałam, żeby mnie nie widział, więc poszłam góra i chciałam zejść, kiedy będę na jego wysokości.
- Jestem tutaj, nie musisz udawać, że mnie nie widzisz- usiadłam obok niego i zaczęłam od razu. Na początku milczał, jakby zastanawiał się, co ma zrobić.
- Ja też byłem, cały czas. Nawet wydawało mi się, że byłem bardzo blisko. Pokazałaś mi, jak bardzo się myliłem- odpowiedział w końcu i bałam się, że zaraz odejdzie, że nie będzie chciał słuchać, co mam do powiedzenie, jednak ku mojemu zdziwieniu został.
- Chciałbyś się dowiedzieć, że jadę do mojego byłego? Musiałam tam pojechać, bo on nie cofnąłby się przed niczym. Dowiedziałam się o nim takich rzeczy, że bałam się tego, co może zrobić. Bałam się o was wszystkich o Olivię, Alexa, Charlie, ciebie też. I tak powiedziałbyś mi, że przecież nic się nie stanie, ale on był oskarżony o morderstwo. Nie mogłam was narazić, wolałam narazić siebie- tymi słowami zrobiłam z Kacpra potwora, jednak nie mogłam inaczej. Zależało mi na tym, żeby przekonać Lewisa, żeby zrozumiał, co chciałam zrobić.
- To nie znaczy, że nie mogłaś mi o tym powiedzieć...
- Właśnie znaczy. Po pierwsze nie pozwoliłbyś mi pojechać, bo bałbyś się o mnie, gdybyś znał prawdę. Ewentualnie, zaproponowałbyś, że pojedziesz ze mną, co też nie wchodziło w grę, bo nie wiedziałam, jaki Kacper tak naprawdę teraz jest- kontynuowałam moje domniemania. Wiedziałam dobrze, że były słuszne.
- Wiesz, Charlie i Ethan mieli rację. Kiedy ostatnio wróciłaś mówili mi, że nie warto się w to angażować, bo ty jesteś nieobliczalna. Dzisiaj jesteś, jutro cię nie ma. Powinienem był ich posłuchać i zostawić cię w spokoju- nawet nie wiedział, jak zabolały mnie te słowa. Łzy automatycznie zebrały mi się w oczach. Fakt był taki, że sama też przecież to mu radziłam, jednak na dłuższą metę nie mogłabym tak. Nie umiałam wytrzymać bez niego dłuższego okresu czasu.
- Masz rację, może powinieneś tak zrobić.Tylko dobrze wiesz, że gdybym mogła to bym się stąd nie ruszyła. To wszystko mnie przerosło, niestety... Z drugiej strony, może niepotrzebnie w ogóle wracałam- wstałam i otarłam wilgotny od pojedynczej łzy policzek. Ruszyłam przed siebie, już nie oglądając się na niego. Miałam dosyć.
Naprawdę taka myśl przeszła mi przez głowę. Mogłam zostać w Polsce, nikomu nie komplikować życia. Lewis wróciłby może do swojej narzeczonej, wszystko potoczyłoby się tak, jak miało. Pojawiłam się tutaj, wszystko pomieszałam, zepsułam życie wielu osobom. Może te słowa Sary o tym, że mam wszystko, były po coś. Faktycznie przecież miałam. Tylko Lewisa już nie miałam. Może miała rację, to był JEJ narzeczony. Ja jej go zabrałam. Gdybym się nie pojawiła, to nawet nie pomyślałby o tym, żeby się z nią rozstać. W tym momencie już dawno byłby po ślubie i pewnie nie długo zostałby tatą. We wszystkim przeszkodziłam...
- Dołączysz do nas?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Charlie. Odwróciłam się do przyjaciółki i obdarzyłam ją ciepłym uśmiechem. Po moich łzach nie było śladu,przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Jasne- poszłam w stronę bawiących się osób. Ethan zaraz porwał mnie do tańca i nie chciał wypuścić. Może i dobrze. Mogłam się od  wszystkiego oderwać. Byłam zmęczona długim lotem i wszystkim innym. Chciałam chyba zapomnieć.
Uznaliśmy z Ethanem, że możemy się już zmyć. Była czwarta nad ranem i wszyscy bawili się już w sali weselnej przy plaży. Na zewnątrz było zbyt zimno. Chociaż już powoli impreza zmierzała do końca. Zadzwoniliśmy po taksówkę, pożegnaliśmy się z nowożeńcami i wyszliśmy na zewnątrz. Zabraliśmy jeszcze mój bagaż z recepcji. Nie mogłam doczekać się, kiedy położę się w moim wspaniałym łóżku w sypialni, usnę i zapomnę o problemach. Tylko na tym mi zależało w tym momencie. Nie mogłam doczekać się kolejnego dnia, który może będzie lepszy niż ten dzisiejszy. Ethan wpakował się do mnie na noc. Nie miałam nic przeciwko, choć nie było wykluczone, że szykowały się morały. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Grzecznie rozeszliśmy się do swoich pokoi. Położyłam się do łóżka i automatycznie przypomniała mi się moja ostatnia rozmowa z Kacprem. Razem z rodzicami odprowadził mnie na lotnisko.

- Jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę od ciebie usłyszeć...- powiedział, ale zawahał się na moment. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.- Masz tam kogoś?- w tym pytaniu zawarty był chyba cały ból, jaki w nim był.
- Przecież wiesz...- odpowiedziałam wymijająco i uciekłam wzrokiem. On mnie zranił, ale ja taka nie byłam. Ja nie umiałam ranić ludzi. Chociaż może faktycznie czasem byłam bezwzględna, ale zawsze później pojawiały się dręczące wyrzuty sumienia.
- Chcę, żebyś ty mi to powiedziała- cały czas próbował złapać mój wzrok. Kiedy w końcu mu się to udało, w moich oczach także dostrzegł ból.
- Tak, mam kogoś. Jestem szczęśliwa, bardzo- odpowiedziałam szczerze. Odetchnął, jakby z ulgą.
- Cały czas miałem nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebowała, zawsze będę do twojej dyspozycji, pamiętaj- odpowiedział ciepło. Był taki sam, jak kiedyś. Dobry, sympatyczny, kochany. Nie dziwiłam się, że kiedyś się w nim zakochałam. Przytuliłam się do niego na pożegnanie. Nie było między nami miłości takiej, jak kiedyś. Ja nie zapomniałam tych dwóch lat. Wybaczyłam mu jednak, chociaż te wszystkie tłumaczenia, wyjaśnienia... Jakoś się z tym uporałam. Zaraz potem podeszłam też do rodziców, którzy pozwolili nam spokojnie pogadać i usunęli się na chwilę.
- Dziękuję ci tato, jeszcze raz!- objęłam go i ścisnęłam mocno. Gdyby nie on to pewnie nie mogłabym wyjechać. Wykorzystał w jakiś nadzwyczajny sposób swoje kontakty i spowodował to, że udało mi się być na ślubie Olivii.

Teraz to, co powiedziałam Kacprowi było już nieaktualne. Wcale nikogo nie miałam. Lewis nie pozwoli sobie na to, żebym dalej go tak okłamywała. To z mojej strony kompletnie nie fair.
"U mnie wszystko w porządku. Wszystko się udało. Idę spać, trzymaj się" wystukałam na klawiaturze telefonu i wysłałam wiadomość do Maćka i Kacpra. To było dla mnie takie normalne. Wyjeżdżałam do Polski w bojowym nastroju, wróciłam potulna, jak baranek.Wszystko się zmieniło, jak zawsze. Ja się zmieniłam, znowu.Ciągle w moim życiu następowały zmiany, których kompletnie nie potrzebowałam. Dużo bardziej wolałabym, żeby te ostatnie rzeczy się nie wydarzyły. Może to kuriozalne, ale przez głowę przechodziły mi myśli, że lepiej byłoby, gdyby Kacper nie żył. Z drugiej strony to nie do niego miałam żal. Tak naprawdę do nikogo nie miałam żalu. Było mi tylko cholernie źle z tym, jak postąpiłam wobec Lewisa. Tak bardzo chciałam, żeby był przy mnie, ale nie miałam na to szans. Zaprzepaściłam wszystko. Chciałam dobrze, wyszło, jak zwykle.

- Twój najwspanialszy przyjaciel zrobił ci śniadanie, więc wstawaj!- usłyszałam krzyk Ethana, dochodzący najpewniej z kuchni. Spojrzałam na zegarek, było po 14. Ciekawa pora na śniadanie. Zwlokłam si z łóżka i pokierowałam się do kuchni.
-  Co to jest?- zapytałam spoglądając na kartonowy pojemniczek i pałeczki leżące obok.
- Masz pod nosem świetną tajską restaurację i pozwoliłem sobie przynieść nam próbki ich jedzenia- wyjaśnił mi dumny z siebie przyjaciel.
- Skoro próbki, to skąd wiesz, że świetna?- zapytałam podejrzliwym tonem. Szczerze, liczyłam na jakieś wykwintne śniadanie w formie śniadania. Nawet przeszło mi przez  myśl, że dostanę je do łóżka, ale tak bardzo się przeliczyłam. Z drugiej strony, czego mogłam się spodziewać po człowieku, który rzadko kiedy wychodzi z pracy.
- Zaufaj mojej intuicji- mężczyzna obdarzył mnie szerokim uśmiechem i podsunął bliżej pudełeczko.
Usiedliśmy i zaczęliśmy spożywać wątpliwy w swym składzie i wyglądzie posiłek. Musiałam przyznać, że po kilku kęsach stwierdziłam, że jedzenie naprawdę jest dobre. Ethan uważał podobnie.Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, zero tematu Lewisa. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Około 16 mój towarzysz się zmył i zostałam sama. To ostatnie słowo ciągle mnie prześladowało. Na dobrą sprawę wcale nie byłam sama. Miałam Olivię, Charlie, Ethana, w Polce Maćka i o dziwo też rodziców, którzy naprawdę zaczęli się mną interesować. Był też Kacper. Mogłam na niego liczyć i miałam wrażenie, że jego uczucia wobec mnie się nie zmieniły. Widziałam, że bolało go to, jak powiedziałam, że kogoś mam. Ja jednak nie czułam do niego tego, co kiedyś, a może powinnam? Może wszystko byłoby prostsze. Ale nic nie zmienię. Wszystko ułożyło się tak, jak się ułożyło.




"Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie."
J. Twardowski

____________________________________________________________________
Przepraszam was za takie spóźnienie. Mam tyle pracy, że nie wiem, w co ręce włożyć.
Alicji jak zwykle wszystko się pokomplikowało. 
Myślicie, że dziewczyna ma racje myśląc o tym, że powinna kochać Kacpra?
Jak myślicie, jak postąpi Alice?
Proszę was o komentowanie i przeprasza za ew. błędy.
Pozdrawiam, 
M.

PS. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie lepszy, dłuższy i wgl. ;)

4 komentarze:

  1. placze :( :( :(
    tak smutno :(
    czemu Alicji musi sie tak komplikowac zycie? szkoda mi jej :(
    moim zdaniem Kacper to powinien byc dla niej rozdzial zamkniety, powinna go wymazac z pamieci, jakby w ogole nie istnial,
    a o Lewisa powinna walczyc, nie moze sie poddawac, kazdy zasluguje na szczescie! KAZDY! a tylko on jej to szczescie zapewni,
    tez czesto czuje sie samotna, pomimo tego, ze mam duzo osob wokolo siebie, czesto, bardzo czesto czuje sie samotna
    wiec przynajmniej nie jestem sama :/ ...
    pozdrawiam i czekam na cd :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak... ja teraz też mam zawaloną głowę -.- Koniec roku szkolnego, a u mnie dopiero teraz się obudzili...
    Wracając do rozdziału- o matko... prawie płakałam! Aż mnie w gardle ścisło, gdy czytałam jej rozmowę z Lewisem. Czasem mam ochotę po prostu go zabić -.-
    No, ale bez przesady xd Wtedy Alice nie miałaby z kim być, bo mam nadzieję, że nie zacznie czegoś czuć do Kacpra. Mam nadzieję, że trochę poczeka i on się w końcu obudzi. Chociaż trochę jego słowa mnie zdziwiły. Charlie, która za wszelką cenę chciała ich ze sobą swatać, była przeciwko związkowi jej i Lewisa?
    Pozdrawiam
    Seo
    PS. Dziękuje, że informujesz mnie o nowych rozdziałach :* Mam nadzieję, że dalej będziesz mnie informować, bo nie wiem co bym zrobiła bez Twojego bloga ;) ( nie musisz pod rozdziałem, wystarczy krótkie info w spamowniku :*)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna mi się robić szkoda Alicji. Jej życie to jak rosyjska ruletka. Nie ma zielonego pojęcia co ją spotka następnego dnia.
    Dobrze, że Lewis jej nie chce.:-) Kacper niech spada. Ona ma być z Maciusiem i tego będę się trzymała przez cały czas.:-)
    Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.:-)
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kochana wróciłam :) ( Na razie, na jakiś czas wróciłam, ale zaraz znów znikam, niczym Twoja Ala)
    Kurdę trochę się tu u ciebie porobiło. Jak zwykle Ala miesza wszystko i swoim zachowaniem wszystko niszczy. Tak bardzo liczę na to, że będzie z Lewisem. Choć Kacpra też mi szkoda. :/
    Kurdę dodaj szybko kolejny rozdział bo już się nie mogę doczekać.
    U mnie też jakieś nowe beznadziejne skrawki.
    Pozdrawiam
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń

by Heather - Land of Grafic