niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 25.

- Wszystko zaczyna się wspaniale. William obiecał, że wszystkiego dopilnuje, a ja mam tylko o siebie dbać. On jest taki kochany. Nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze!- emocjonowała się Olivia. Chciałam, naprawdę chciałam cieszyć się jej szczęściem, ale za moment miałam poinformować ją o mojej decyzji. Ostatnią rzeczą, której teraz pragnęłam to powiedzieć jej coś, co zepsuje jej wspaniały nastrój, jednak wiedziałam, że ta wiadomość taka będzie.
- To świetnie- skwitowałam tylko krótko. Wiedziałam, że zauważy, że jestem dosyć nieobecna, jednak nie mogłam inaczej. Nie umiałam się skupić na tym, co do mnie mówiła. Myślami byłam cały czas gdzieś indziej.
- Hej, wszystko dobrze?- zapytała mnie, przyglądając się uważnie. Miałam rację, że się domyśli, że coś jest nie tak.
- Posłuchaj mnie przez chwilę, ale proszę cię, nie denerwuj się. Moi rodzice przyjechali oczywiście nie bezinteresownie. Udało im się znowu przewrócić całe moje życie. Okazało się, że Kacper, ten który rzekomo zabił się, wjeżdżając w drzewo, jednak żyje...- zrobiłam pauzę, co moja przyjaciółka od razu wykorzystała.
- Żyje? Jak to żyje? Tak po prostu? Dwa lata się ukrywał, nie odzywała, raptem się dowiadujesz, że żyje?- chyba nie mieściło jej się to w głowie, zresztą mi na początku też nie.
- Jego śmierć została upozorowana, ponieważ był świadkiem koronnym. Nie wiem jeszcze co zrobił, ale skoro rodzice powiedzieli, że "był" to nie wiem, jak to się dalej potoczyło. To wszystko jest chore, wiem. Z resztą całe moje życie takie jest. Długo nad tym myślałam, ale doszłam do wniosku, że muszę tam pojechać. On powiedział moim rodzicom, że chce ze mną porozmawiać, a wiem, że on zawsze osiąga cel. Jeśli sama się tam nie zjawię, to on może przyjechać tutaj, a tak nie chcę ryzykować, bo wtedy to może być niebezpieczne dla was. Kiedyś myślałam, że znam go, jak nikogo innego, ale teraz wiem, że w ogóle go nie znam. Może być nieobliczalny, więc nie mogę was narażać. W związku z tym nie mogę być twoją druhną- dobrnęłam do końca chyba zbyt szybko. Chciałam powiedzieć jej to jakoś delikatniej, ale nie byłam pewna, czy w ogóle się tak dało. To były nieprawdopodobne rzeczy. Nie chciałam, żeby to wszystko się w ogóle działo, ale nie miałam na to żadnego wpływu.
- Chcesz mi powiedzieć, że po raz kolejny twoi rodzice nam ciebie zabierają? Nie, oni nie maja do tego prawa. Dziewczyno zastanów się, czy warto- poruszyło ją konkretnie to wszystko, czego bardzo nie chciałam.
- Uwierz mi, wrócę zanim się obejrzycie, ale nie będzie mnie dostatecznie długo, żeby pomóc ci w przygotowaniach. Poproś Charlotte, ona wszystkiego dopilnuje, zastąpi mnie na tym honorowym miejscu przy tobie. Marzyłam o tym, żeby być twoją druhną, ale wszytko sprzysięgło się przeciwko temu- wzięłam ją za rękę i tłumaczyłam wszystko. Ja też nie chciałam jechać. Nienawidziłam Kacpra za to, że się pojawił, a rodziców za to, że mi powiedzieli. Naprawdę wolałabym żyć w nieświadomości.
- Lewis już o tym wie?- od razu przeniosłam wzrok gdzieś indziej. Nie mogłam spojrzeć jej w oczy, bo bym się złamała.- Hej, Alice? Co to ma być? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że on nie będzie nic wiedział?- umiała wyczytać ze mnie wszystko. Byłam zbyt przewidywalna. Faktycznie, postanowiłam, że Lewis nie będzie wiedział. Nie umiałabym mu spojrzeć w oczy i wszystkiego powiedzieć. To wszystko było za trudne dla mnie samej, a co dopiero, gdybym musiała mu o wszystkim opowiedzieć. Miałam świadomość, że to była bardzo głupia decyzja, jednak nie widziałam innego wyjścia. Wiedziałam, że to prawdopodobnie ryzyko końca...
- Nie będę umiała mu tego powiedzieć. Wiem, jestem tchórzem, wiem, to głupie, ale po prostu nie potrafię- wypowiadałam kolejne słowa, ledwo powstrzymując łzy. To wszystko było cholernie ciężkie i kompletnie wszystko komplikowało.
- Nie oceniam tego. Robisz, jak uważasz- skwitowała po namyśle. Wiedziałam, że w jej głowie stworzyła się zgrabna krytyka dla mojego postępowania, ale wcale nie nalegałam na to, żeby ją przedstawiła.
Przytuliłyśmy się mocno na pożegnanie. Nienawidziłam takich ckliwych scen, jednak nie sposób było się ich ustrzec. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam, to ją zawieść, a chyba właśnie to robiłam.

Charlie także nie przyjęła tej wiadomości najlepiej, a kiedy dowiedziała się, że nie mam zamiaru mówić o tym Lewisowi, wręcz wpadła w szał. Uznała, że postępuję głupio i powinnam mu powiedzieć. Kiedy wytoczyłam argumenty takie same jak przed Olivia, trochę złagodniała, ale zdania nie zmieniła. Ostatecznie jednak zaakceptowała wszystko i obiecała, że weźmie na siebie poinformowanie go o tym i opanowanie całej sytuacji. Nie wiedziałam, jak jej dziękować. Z nią i Alexem też musiałam się pożegnać, co było dla mnie jeszcze cięższe. Kolejne okropne chwile w moim życiu nastawała, a miały nadjeść jeszcze gorsze.
Ethanowi także nic nie powiedziałam. Wiedziałam, że będzie zły, ale jakoś go udobrucham. Spakowałam się, działając jak w amoku i następnego dnia wsiadłam z rodzicami do samolotu.

- Jesteś gotowa na spotkanie z nim?- zagadnął tata, kiedy siedzieliśmy w taksówce, zbliżając się do domu.
- Jeszcze chyba mam trochę czasu. Nie wiem, jak on w ogóle się ze mną skontaktuje?- szczerze, wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Jakoś nie przychodziło mi to na myśl, a wręcz nie obchodziło. Teraz jednak coraz bardziej zaczynało.
- To znaczy... Kacper jest u nas w domu. To dość strategiczny punkt ze względu na jego sytuację...- byłam bliska wybuchu. Czy oni byli normalni? Jak mogli przyjąć go do swojego domu i tak się narażać?
- Żartujecie? Jak możecie tak ryzykować?! Przecież to niebezpieczne!- zaczęłam wręcz krzyczeć, ale mama złapała mnie za rękę, żeby mnie uspokoić.
- Spokojnie... On ci wszystko wyjaśni. To nie jest tak, jak ci się wydaje- już nic z tego nie rozumiałam. To co robili było głupie, bez względu na wszystko.
- Rozumiem więc, że za kilka minut się z nim spotkam, tak?- co za niedorzeczność. Nie byłam na to przygotowana. Na samą myśl zaschło mi w gardle. Rodzice przytaknęli, a ja modliłam się w duchu, żeby nie spanikować.
Kiedy kierowca zaparkował przed domem, a rodzice zabierali walizki, ja nerwowo spoglądałam w okno. Niczego tam nie dostrzegłam, ale nerwy oczywiście narastały. Cieszyłam się, że weszliśmy do środka i nic nie nastąpiło. Nikt nie wyszedł nas przywitać, Kacper się nie pojawił. Z drugiej strony pomyślałam, że może lepiej byłoby mieć to już za sobą. Wzięłam walizkę i pokierowałam się na górę. Rodzice widzieli, jaka jestem spięta, więc nawet nie próbowali o nic pytać, czy o czymś mówić.
Przechodziłam obok pokoju dla gości i tam go dostrzegłam. Spał na brzuchu, okryty do połowy, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Zastygłam w bezruchu i patrzyłam na niego. Zmienił się. Jego ostre rysy stały się jeszcze bardziej wyraźne. Zostawiłam walizkę i podeszłam kilka kroków. Zachowywałam się tak ostrożnie, jakbym była intruzem. Nie chciałam go obudzić, chciałam tylko patrzeć.
Przed oczami stanęły mi nasze najpiękniejsze chwile. Na usta cisnęło mi się tylko jedno pytanie, które ciągnęło za sobą łzy. Jak on mógł mi to zrobić? Ja go kochałam, ufałam mu bezgranicznie, a on potraktował mnie tak, jakbym nic dla niego nie znaczyła. Widocznie tak właśnie było.
Wyszłam stamtąd pod wpływem emocji, przymknęłam drzwi i skierowałam się do mojego pokoju. Odstawiłam bagaż w kąt i położyłam się na łóżku, zwijając w kłębek. Oplotłam kolana rękoma i chciałam o wszystkim zapomnieć. Zastanowiłam się czym miało być dla mnie to "wszystko". Nie wiedziałam, czy chcę zapomnieć o miłości do Kacpra, czy o tych dwóch latach, kiedy go przy mnie nie było.

Nie zorientowałam się, kiedy usnęłam. Obudziłam się i chciałam zejść na dół. Przeszłam obok pokoju, w którym wcześniej był Kacper. Drzwi dalej były zamknięte, więc miałam nadzieję, że nadal tam jest. Skierowałam się do kuchni, bo usłyszałam tam jakieś dźwięki. Myślałam, że mama coś tam robi, więc weszłam do pomieszczenia z uśmiechem. Szybko jednak przekonałam się, że to wcale nie mama... Zobaczyłam Kacpra, który też gwałtownie odwrócił się słysząc, że ktoś wchodzi do kuchni. Zmierzyliśmy się wzrokiem i kiedy tak patrzyliśmy, żadne z nas nie mogło oderwać spojrzenia. Bałam się, że zaraz wybuchnę płaczem.
- Twoi rodzice są... Prosili ci przekazać, że jadą do pracy...- zaczął się jąkać. Jego głos był taki... Był dokładnie taki sam. Nie chciałam tego. Nie chciałam żadnych powrotów do przeszłości.
Przyjrzałam mu się jeszcze dokładniej i widziałam wiele różnic. Chciałam wyłożyć karty na stół, dowiedzieć się natychmiast wszystkiego.
- Co to jest?- podeszłam do niego i przejechałam palcem po bliźnie na jego policzku. Cała drżałam. Wcześniej jej nie było. Nie była jakoś bardzo widoczna, ale ja ją zauważyłam.
- Pamiątka- odpowiedział zdawkowo. Pamiątka? To chyba jakaś kpina.
- Dlaczego byłeś zatrzymany? Dlaczego byłeś świadkiem koronnym?- zapytałam bez ogródek. Nie miałam ochoty na jego gierki. Czasu z resztą też nie. Chciałam jak najszybciej wrócić do Australii.
- Ja...- znów się zawahał. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja odwróciłam głowę, żeby nie poczuć tego cholernego bólu, który zaraz miał nastąpić.
- Po prostu mi to powiedz!- powiedziałam ostro, dokładnie wypowiadając każde słowo.
- Byłem podejrzany zabicie człowieka- miałam nadzieję, że śnię, ale to nie był sen. To była pieprzona rzeczywistość. On, mój Kacper, kogoś zabił...
- Powiedz, że to nie prawda...- oparłam się o ścianę i zacisnęłam powieki. Nie wierzyłam, że powiedziałam to głośno, ale jednak. Musiałam zachowywać dystans.
- Ja tego nie zrobiłem! Zostałem oczyszczony ze wszystkich zarzutów! To naprawdę była fatalna pomyłka, która zabrała mi dwa lata życia, zabrała mi wszystko, zabrała ciebie- dalej nie otworzyłam oczu, chociaż łzy jakoś się wydostały i ściekały po moich policzkach. To było niemożliwe.
- Takie rzeczy się nie dzieją. Uniewinnili cię, bo wsypałeś kogoś innego? Bez przyczyny nie stawia się zarzutów o morderstwo, nie rób ze mnie głupiej. Może omotałeś sobie moich rodziców, ale ze mną tak łatwo ci nie pójdzie! Nie wierzę, że żyłam z tobą i niczego nie zauważyłam. Jak mogłam być taka głupia?- zaczęłam wyrzucać sobie wszytko na głos. Zaczęłam wyrzucać także jemu. Gadał niedorzeczności. To wszystko nie mieściło mi się w głowie.
- Posłuchaj, byłem w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie.Naprawdę myślisz, że mógłbym kogoś zabić? Aż tak mi nie ufasz?- podszedł do mnie i złapał za ramiona. Nie dał mi żadnej drogi ucieczki, a łzy coraz bardziej spływały mi po policzkach.
- Dziwisz się, że ci nie ufam?! No jasne to normalne, że się kłamie, zdradza, ukrywa, pozoruje własną śmierć!- nad niczym już nie panowałam. Zaczęłam uderzać pięściami w jego piersi, ale od nasilającego się płaczu straciłam na to siłę, a on przygarnął mnie do siebie. Kiedy położyłam głowę na jego ramieniu, poczułam się tak, jak dawniej. W tym momencie byłam w stanie we wszytko mu uwierzyć, zaufać, wybaczyć. Nie zrobiłam tego jednak. Byłam bardzo ostrożna.
- Wiesz, zostałem uniewinniony, złapali prawdziwych sprawców. Nie jestem już świadkiem koronnym, ale normalnym świadkiem. Mimo to, myślę, że policja chciałaby z tobą porozmawiać- zaczął mi wszytko tłumaczyć, kiedy trochę się uspokoiłam. Bardzo chętnie poszłabym na policję. Tam może ktoś wiarygodny powiedziałby mi, że on mówi prawdę.
- Dobrze, mogę jutro zgłosić się na policję- powiedziałam i wyszłam. Odechciało mi się wszystkiego. Miałam nadzieję, że pójdę tam i na tym będzie koniec. Chciałam jak najszybciej zamknąć ten rozdział w życiu i wrócić do domu. Myślałam, że cała sprawa na komisariacie zakończy się szybko i będę wolna. Tak bardzo się myliłam...

- Dzień dobry, aspirant Wierzbowski. Proszę usiąść- funkcjonariusz wskazał mi krzesło. Przyszłam tutaj z Kacprem, ale dalej już zostałam sama. Faktycznie policjanci wyrazili chęć do rozmowy ze mną.
- Proszę mi powiedzieć, ile czasu zna pani oskarżonego?- poczułam się jak na sali sądowej. Poza tym chyba zaszła jakaś pomyłka.
- Przepraszam, jakiego oskarżonego? Kacper został przecież uniewinniony...- zawahałam się, bo przeciez mógł mnie po raz kolejny oszukać.
- Ach, przepraszam za niefortunne sformułowanie- zreflektował się policjant i rozwiał wszystkie moje wątpliwości. 
- Znam Kacpra od jakichś sześciu lat- odpowiedziałam w końcu na jego pytanie. Poznaliśmy się w liceum, ale nie od razu zostaliśmy parą. Musiał się trochę postarać, zanim mnie zdobył. Później była nasza sielanka, a następnie mój koszmar.
- Byliście państwo parą, tak?- dopytywał kolejno, a ja miałam nadzieję, że nie zacznie poruszać jakichś bardzo osobistych tematów.
- Owszem, byliśmy parą- odpowiadałam schematycznie tak, jak tego oczekiwał.
- Jakich miał znajomych?
- Mieliśmy wspólnych znajomych, których znałam bardzo dobrze. Nie było wśród nich nikogo podejrzanego, jeśli o to panu chodzi- nie zabrakło nuty sarkazmu w moim głosie.
- A on nie miał jakichś przyjaciół, kolegów, których pani nie znała?- ciągnął dalej tą kwestię, co wydawało mi się bezsensowne.
- Jego dobrych przyjaciół znałam wszystkich. Zdarzali się może jacyś koledzy z podstawówki, których nie znałam, jednak to wyjątki. Może mi pan powiedzieć, do czego pan zmierza?
- Chcę ustalić pewne fakty- uciął krótko i kontynuował przesłuchanie.
Miałam tego wszystkiego serdecznie dosyć. Żałowałam, że w ogóle tu przyszłam. Traciłam tylko czas na odpowiedzi na setki bezsensownych pytań. Czułam się przyparta do muru, nic nie mogłam zrobić.
- Czy chłopak stosował wobec pani przemoc, może bywał agresywny?- to pytanie przelało już szalę. Co za niedorzeczność. Prędzej ja byłam wobec niego agresywna, niż on wobec mnie.
- Chyba pan żartuje! Z tego co już powiedziałam, nie zdołał się pan domyślić, że to pytanie to kompletna kpina? To był najmniej konfliktowy człowiek jakiego znałam- odpowiedziałam z pełną odpowiedzialnością. W tym momencie takie traktowanie Kacpra mnie zdenerwowało, choć jeszcze nie dawno i dla mnie był bandytą. Nie wiedziałam, kiedy to się zmieniło, jednak nie mogłam pozwolić na takie oczernianie jego osoby.
- Był? Dlaczego mówi pani o nim w czasie przeszłym?- łapał mnie za słówka. Chciał wykorzystać każde potknięcie. Był niezwykle sprytny.
- Bo ostatnie dwa lata były takie, jakbym go nie znała. Nie wiem, jak mógł się zmienić. Mówię o tym jakiego znałam go przed dwoma laty. Czy nie o to chodziło?
- Tak, dobrze. Myślę, że na tym skończymy. Bardzo pani dziękuję. Na pewno to, co pani powiedziała, bardzo nam się przyda- policjant wstał i zapiął marynarkę od munduru. Także podniosłam się z siedzenia i uścisnęłam jego wyciągniętą rękę.
- Dziękuję- odpowiedziałam kulturalnie.
- Oczywiście proszę przez najbliższy czas nie opuszczać miasta, a tym bardziej kraju. Być może będziemy mieli jeszcze kilka pytań- myślałam, że się przesłyszałam. Jakie kilka pytania? Jak to nie wyjeżdżać?
- Słucham?- udało mi się wydusić jedynie to słowo.
- Muszę skonfrontować pani zeznania z innymi i wtedy może znajdę coś, o co będę chciał jeszcze zapytać- wyjaśnił mi funkcjonariusz. Do cholery, przecież nie o to mi chodziło.
- Nie, pan nic nie rozumie. Ja nie mieszkam tutaj. Ja mieszkam w Australii, rozumie pan? W Australii, po drugiej stronie kuli ziemskiej! Ja muszę tam wrócić, jak najszybciej. Nie może mnie pan tutaj zatrzymać- zdenerwowałam się nie na żarty. Przecież ten ''najbliższy czas" mógł trwać nie wiadomo ile, a ja musiałam tam być. Przecież Olivia brała ślub, nie mogło mnie tam zabraknąć. To był dla niej najważniejszy dzień w życiu. Nie mogłam jej zawieść.
- Przykro mi. Teraz musi pani zostać tutaj...- odpowiedział mężczyzna, jakby z satysfakcją. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami, żeby okazać moją złość, jednak nie chciałam zachowywać się, jak dziecko.
Chciałam wręcz rozszarpać Kacpra. Byłam taka głupia, że zgodziłam się pójść na tą policję. Nie wniosłam do sprawy nic konkretnego. Nie oczyściłam osoby mojego byłego ukochanego, ani też nie pogrążyłam go bardziej. To, że on został uniewinniony, a ja i tak zeznawałam, było dla mnie bez sensu, jednak w tym kraju bezsensowne rzeczy to norma.

Wróciłam do domu i od razu napadłam na Kacpra. Rodzice oczywiście byli w pracy, więc miałam pełną swobodę. Mogłam krzyczeć i wyładowywać na nim moje emocje.
-Poszłam na tą cholerną policję, bo mówiłeś, że to będzie krótka rutynowa rozmowa. Była taka zwyczajna, że nie mogę teraz wrócić do Australii- zaczęłam zdenerwowana na niego krzyczeć.
- Jak to? O co cię pytali?- chyba naprawdę przejął się tym.
- Nic szczególnego, same nieznaczące sprawy. Pytali o to jaki byłeś wobec mnie, o twoich przyjaciół, rodzinę. Potem zaznaczył tylko, że musi skonfrontować te zeznania z innymi i może mieć jeszcze kilka pytań, więc mam nie wyjeżdżać z kraju- streściłam mu krótko to, co działo się na przesłuchaniu. Byłam zła. Przecież ja nic nie zrobiłam, on został uniewinniony, czego oni jeszcze chcieli. Marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Olivii, Charlie, Alexie i Lewisie.... Przede wszystkim przy nim. Tylko, że on do mnie nawet nie zadzwonił, to znaczy, że pewnie nie miałam do czego wracać...
- To na pewno nie może trwać długo... Nawet się nie obejrzysz, a będziesz siedziała w samolocie do Sydney. Jak wytrzymałaś ten ostatni pobyt w Polsce, to ten też wytrzymasz- zmarszczyłam brwi słuchając jego słów. Skąd on wiedział tyle rzeczy?
- Poczekaj chwilę. Jakim cudem wiesz, że mieszkam w Sydney i o moim ostatnim pobycie. Co to ma znaczyć? I proszę cię ja mam już serdecznie dosyć tajemnic- było mnóstwo możliwości skąd mógł to wiedzieć, ale ja domyślałam się tylko jednej.
- Musiałem wiedzieć, że wszystko u ciebie w porządku. Nie mogłem pozwolić żeby coś ci się stało- rozwiał wszelkie moje wątpliwości, a może nadzieje, że się mylę.
- Obserwowałeś mnie, tak? Ty wiedziałeś o mnie wszystko, a ja? Ja miałam myśleć, że nie żyjesz i odwiedzać twój grób?- łzy po raz kolejny przy rozmowie z nim zebrały mi się w oczach. To wszystko było dla mnie takie trudne...
- Miałaś, ale nie odwiedzałaś....-
- Dziwisz się?- zapytałam z niedowierzaniem. Jak mogłam tam chodzić po tym, co powiedziała mi Marta?
- Słuchaj, ja nie wiem co się stało i dlaczego tam nie przychodziłaś. Wczoraj powiedziałaś coś o tym, że cię zdradzałam...- zawahał się na moment.- Czyś ty zwariowała? Naprawdę w to uwierzyłaś?
- Nie. Tak. Nie wiem- nie mogłam się zdecydować na żadną z tych odpowiedzi.- Tak, uwierzyłam. Pokłóciliśmy się wtedy, pamiętasz? Myślałam, że zrobiłeś kolejną rzecz, która była do ciebie niepodobna, przecież wsiadłeś do samochodu po pijaku. Poza tym Marta tak skrzętnie sprzedała mi tą historyjkę, że nie dało się nie uwierzyć- złapałam się na tym, że zaczęłam się usprawiedliwiać. Miałam jednak do tego powody. Byliśmy zakochani, ufaliśmy sobie, ale on zostawił mnie samą. Byłam wtedy na niego zła, że był taki nieodpowiedzialne, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało.
- Marta? Marta powiedział ci, że cię zdradziłem? Niby z kim?- najpierw nie dowierzał, że Marta mogła mi to powiedzieć, poza tym ostatnie pytanie jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że to ja tu popełniłam błędy, nie on. Czułam się podle, że w to uwierzyłam.
- Z nią- powiedziałam prawie bezgłośnie, to jednak wystarczyło, żeby usłyszał. Wściekł się. Zaczął mnie jeszcze raz przekonywać, że to nie prawda, ja jednak to już wiedziałam.
- Przepraszam cię, mam tego dosyć- wyszłam z pokoju, a następnie wybiegłam z domu.
Wsiadłam do samochodu i wyjęłam telefon. Wybór numeru zajął mi tylko kilka sekund.
- Halo?- usłyszałam po drugiej stronie zaskoczony głos mojego przyjaciela.
- Za 20 minut będę u ciebie- poinformowałam go od razu.
- Jesteś w Polsce?- zapomniałam go o tym poinformować. Było mi wstyd, ale za dużo się działo.
- Jesteś w domu?- chciałam się wytłumaczyć, kiedy już się spotkamy.
- Coś się stało?-odpowiadaliśmy pytaniem na pytanie.
- Za 20 minut- powtórzyłam i rozłączyłam się. Ruszyłam autem w stronę domu Maćka. Chciałam znaleźć się tam jak najszybciej.

Przywitaliśmy się, przeprosiliśmy, wypowiedzieliśmy wszystkie żale. Potem oczywiście zaczęliśmy mówić o tym co u nas. Przy tym po raz kolejny udało mi się wyrazić moją dezaprobatę dla tego, że nie powiedział mi o Kacprze wtedy przez telefon. Z drugiej strony to może dobrze. Nie chciałam dowiadywać się tego przez telefon.
- Ja nie wiem co ja mam teraz zrobić- położyłam głowę na jego kolanach, zaraz po tym jak opowiedziałam mu o tym co powiedziała mi policja.
- Poradzisz sobie. To nie może trwać długo- kolejny mówi to samo. Ja miałam inne pojęcie na ten temat. Według mnie nie było szans na to, żebym zdążyła na ślub Olivii.
- Proszę cię, jak ja mam jej to powiedzieć, że nie będę na jej ślubie? Nigdy sobie tego nie wybaczę i ona mi pewnie też- nie chciało mi się nawet o tym myśleć. To w ogóle było niemożliwe. Ja musiałam tam być.
- A to na pewno chodzi o Olivię, czy może o Lewisa?- jego podejrzliwy ton zdenerwował mnie lekko.
- Chodzi o nich wszystkich. O Lewisa też. Znowu wyjechałam bez słowa, więc nie wiem, czy on w ogóle chce mieć ze mną coś wspólnego- powtórzyłam to po raz kolejny, bo mówiłam mu o tym już wcześniej.
- Sama sobie szkodzisz. Mogłaś z nim porozmawiać, ale zdecydowałaś inaczej.  A teraz przecież jakoś musisz wybrnąć z tej sytuacji. Znajdziesz jakieś wyjście- jego chory optymizm nie pomagał. Słuchając tego czułam się tak, jakby chciał powiedzieć kilka miłych słówek i mnie zbyć. Po chwili jednak odszukałam osobę, która miała mi pomóc. Aż dziwne, że tak późno na to wpadłam. Wyciągnęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer.
- Tato, musisz mi pomóc!- wypowiedziałam, co zostało okraszone szerokim uśmiechem Maćka.





"Biada te­mu, kto nie podjął ry­zyka. Co praw­da nie zaz­na nig­dy sma­ku roz­cza­rowań i ut­ra­conych złudzeń, nie będzie cier­piał jak ci, którzy pragną spełnić swo­je marze­nia, ale kiedy spoj­rzy za siebie – bo­wiem zaw­sze do­gania nas przeszłość – usłyszy głos włas­ne­go su­mienia: „A co uczy­niłeś z cu­dami, który­mi Pan Bóg ob­siał dni two­je? Co uczy­niłeś z ta­len­tem, który po­wie­rzył ci Mis­trz? Za­kopałeś te da­ry głębo­ko w ziemi, gdyż bałeś się je ut­ra­cić. I te­raz zos­tała ci je­dynie pew­ność, że zmar­no­wałeś włas­ne życie.”

P.Coelho
___________________________________________________
Wiem, że długo mi się zeszło z tym rozdziałem, przepraszam.
Nie mam siły czytać go kolejny raz, więc przepraszam za błędy.
Samej mi średnio podoba się rozdział, co myślicie?
Proszę was o komentarze!
Pozdrawiam,
M.


3 komentarze:

  1. Rozdział wspaniały! Już nie mogę doczekać się następnego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. yyyyyyyyyyyyyy...
    zszokowalas mnie, bardzo, ale to bardzo
    znowu mieszasz Ali w zyciu, znowu?! jak mozesz, malo przecierpiala?! ech,
    wracajac do rozdzialu:
    zaciekawilas mnie, jaka role odegra w tym wszystim jej ojciec? jak on moze jej pomoc? tyle pytan, zero odpowiedzi, mam nadzieje, ze wyjasnisz w nastepnym, wiec czekam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no :)
    Jeśli Alicja i Kacper wyjaśnią sobie całą swoją przeszłość, to może on być dużym zagrożeniem dla związku Lewisa i Ali i główna bohaterka stanie przed ważnym i bardzo ciężkim wyborem. Ciekawi mnie jak Lewis zareaguje na to, że opuściła go bez słowa wyjaśnienia. No i jaką rolę odegra w tym ojciec Alicji. Może też być coś więcej w sprawie Kacpra niż teraz się wydaje. Czekam na rozwinięcie sytuacji!

    Pozdrawiam
    Miśka
    by-itsmisia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

by Heather - Land of Grafic