wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 24.

- Spotkamy się wieczorem?- zapytał Lewis dzwoniąc do mnie pewnego dnia. Przeraziłam się, jak bardzo to wszystko weszło nam w nawyk. Prawie codzienne spotkania, telefony, wszystko było teoretycznie normalne. Chyba aż za bardzo normalne.
- Nie, dzisiaj nie mogę. Po południu przyjeżdżają moi rodzice, zapomniałeś?- nie miałam pojęcia, jak mógłby zapomnieć, mówiliśmy już o tym tyle razy. Przeżywałam to, może trochę za bardzo.
- Wiem, pamiętam. Może mnie przedstawisz?- O nie, znowu się zaczyna. Dlaczego on tak bardzo potrzebuje deklaracji, której ja umiem z siebie wydusić.
- Przecież cię znają- odparłam dyplomatycznie.
- Tak, ale znają mnie jako twojego rehabilitanta, a nim chyba już dawno nie jestem, co?- nie dawał za wygraną. Musiał mi to robić...
- A pamiętasz w jakiej sytuacji zastał nas mój tata? Chyba zdążył się już domyślić czegokolwiek, nie uważasz?- odpierałam jego wszelkie ataki moimi argumentami. - Muszę kończyć. Pomyślę jeszcze o tym i odezwę się jutro- ucięłam rozmowę szybko i pożegnałam się. Niby powiedziałam, że pomyślę, ale nie było tu nad czym myśleć. Nie umiałam jeszcze postawić tak zdecydowanego kroku.

Pożyczyłam samochód od Charlie i pojechałam na lotnisko. Stałam w hali spotkań i czekałam na rodziców. Chciałam zrobić im jakąś miłą niespodziankę, wiec wzięłam kartkę i napisałam na niej wielkimi literami "RODZICE" po polsku. Chciałam dodać jeszcze coś do tego, więc wyciągnęłam z torebki szminkę i narysowałam nią małe serduszko z boku. Sama śmiałam się z mojego dzieła, bo było na poziomie przedszkolaka, jednak wydawało mi się odpowiednie do dzisiejszej sytuacji. Chciałam poczuć się, jak prawdziwa córka.
Kiedy zobaczyłam mamę wchodzącą do hali, a chwilę później tatę ciągnącego walizki, uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam kartkę do góry. Kiedy moja rodzicielka mnie dostrzegła, także się uśmiechnęła i pokazała mężowi, co zobaczyła. Podeszli do mnie i przytuliliśmy się mocno.
- Wyglądasz świetnie! Chyba w końcu jesteś szczęśliwa, co?- zaczęła mama, ale zbyłam ją krótkim potwierdzeniem, jednak miała rację. Byłam szczęśliwa. Mimo tego, że nie miałam tutaj wszystkiego, że sama nie była do końca w porządku, to byłam szczęśliwa. Najbardziej na świecie. Z pewnością to, co miałam tutaj nie mogło się równać z tym, jak czułam się w Polsce.

Wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się do naszego mieszkania. Tata usiadł z przodu, mam z tyłu. Co jakiś czas zerkałam w lusterku na jej uśmiechnięta twarz. Po chorobie nie było śladu. To było dla mnie najważniejsze, że z nią jest wszystko dobrze. Czasem śniły mi się w nocy jakieś koszmary, na przykład jak te u Lewisa. Zawsze wtedy dzwoniłam do niej, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Nie mówiłam jej oczywiście o moich snach, jednak byłam zdecydowanie spokojniejsza. To poprawiło też konkretnie nasze kontakty, bo kiedy ja jakiś czas nie dzwoniłam, to ona odzywała się pierwsza.
Rodzice nie byli przecież w Sydney pierwszy raz, jednak z zaciekawieniem rozglądali się wokoło. Mieli na co patrzeć, miasto było piękne. Co chwila zaczynali rozmowę na jakiś temat, który związany był z moimi studiami, z tym co się u mnie dzieje. Ja jednak czułam w sobie narastające napięcie na temat tego, z czym naprawdę tu przyjechali. Na darmo przecież nie tarabaniliby się na drugą stronę kuli ziemskiej.
- Na długo przyjechaliście?- zapytałam, pomagając tacie wyciągać walizki z bagażnika.
- A co, szybko chcesz się nas pozbyć?- wtrąciła mama z uśmiechem, a ja posłałam jej karcące spojrzenie.
- Nie, po prostu chcę wiedzieć, żeby choćby zaplanować nam jakoś czas- wytłumaczyłam im moje motywy.
Zawsze musieli być tacy. To mnie strasznie denerwowało. Jakoś nie umiałam przekręcić tego w żart.
- Mamy bilety na samolot za trzy dni- wyjaśnił tata, rzucając mamie spojrzenie. Co ono miało znaczyć? Ciężko było mi się domyślić.
- Tylko trzy dni? To w podróży spędzicie więcej niż tutaj. Szkoda, że tak krótko- podsumowałam. Nie była zadowolona z tego, że będą tu tylko trzy dni. Myślałam, że spędzimy razem więcej czasu, ale oni oczywiście byli zapracowani.
Zjedliśmy obiad, który ugotowałam wcześniej i wróciliśmy do rozmów o mnie. Nie mogli powiedzieć co u nich, jak w kraju, cokolwiek. Ciągle to ja musiałam się ze wszystkiego tłumaczyć.
- A co nam dzisiaj zaplanowałaś, skoro tak to lubisz?- zapytał ironicznie tata.
- A dzisiaj idziecie do opery- wstałam i wręczyłam im dwa bilety do słynnej opery w Sydney. Wiedziałam, że oni uwielbiali takie sztywne wypady, a ja miałam coś do załatwienia.
- Jak to "idziecie"? A ty?- zdziwiła się mama, wiec musiałam się zabrać za tłumaczenia.
- Wiecie przecież, że ja nie lubię takich wyjść. Opera to nie jest to, co kocham, a nie możecie być kolejny raz w Sydney i tam nie pójść. To przecież najbardziej rozpoznawalny punkt miasta- prawda była taka, że umówiłam się z Olivią. Przyjaciółka miała do mnie jakąś ważną sprawę i musiała to załatwić akurat dzisiaj, więc nie miałam wyjścia. Z resztą to, że opera nie jest moim ulubionym miejscem, także było prawdą.

- Hej kochana, mów szybko, bo nie mam za bardzo czasu. Wysłałam rodziców do opery, ale muszę jeszcze zorganizować jakąś kolację- przywitałam się z Olivią i powiedziała jej od razu co i jak.
- Szkoda, myślałam, że pogadamy trochę dłużej- zmartwiła się. Ostatnio w ogóle nie miałyśmy dla siebie czasu, ale miałam zamiar to jak najszybciej odrobić.
- Znaczy mam mniej więcej godzinę, przez którą jestem cała twoja- roześmiałyśmy się i zaczęłyśmy chwilę mówić o przyjeździe moich rodziców. Później jednak przyjaciółka zaczęła przechodzić do rzeczy.
- Bo zdecydowaliśmy się z Williamem, że weźmiemy ślub jeszcze przed narodzinami dziecka. Może wszystko nie będzie całkiem po kolei, ale jednak już trochę bardziej. Jego rodzice na to nalegali, ale sami także doszliśmy do wniosku, że to dobry pomysł...- zaczęła mówić wszystko, a ja nie do końca dowierzałam jej słowom. Jak to ślub? Dopiero jeszcze była samotną, smutną matką nienarodzonego jeszcze dziecka, a teraz promienieje i za moment będzie żoną. Nie mogłam wyjść z podziwu dla jej siły, ale także cieszyłam się jej szczęściem.
- To wspaniale! Wszystko w końcu zaczyna się układać tak, jak powinno. Nie mogę się doczekać! Kiedy?- przytuliłam ją w przypływie euforii. Ona też była bardzo zadowolona.
- No właśnie i tutaj jest mały haczyk. Chciałam, żeby to było jak najszybciej, żebym nie wyglądała, jak wieloryb, chociaż już niewiele mi brakuje. Ślub będzie za trzy tygodnie- dziwiłam się, że zdecydowali się na taki szybki termin. Znając Olivię, będzie chciała zorganizować wszystko z wielką pompą, a tutaj  tak niewiele czasu.
- Zdążycie wszystko ogarnąć? Planujecie duże wesele?- zaczęłam dopytywać, aby wtajemniczyła mnie w jej wszystkie plany. Chciałam jej pomóc, jak tylko mogłam, chociaż wiedziałam, że teraz ma już inne wsparcie i ja nie jestem na pierwszym miejscu, jak wcześniej.
- Nie ma innej możliwości!- uśmiechnęła się szeroko. No tak, cała ona...- Ale czekaj, czekaj, nie dajesz mi dojść do sedna. Chciałam cię zapytać, czy zdecydujesz się być moją druhną? Nie wyobrażam sobie nikogo innego na tym miejscu, a i w organizacji też potrzebuję twojej pomocy- łzy zebrały mi się w oczach. Kompletnie się tego nie spodziewałam. nawet przez myśl mi to nie przeszło. Byłam przekonana, że poprosi, którąś z sióstr lub bratowych. Byłam totalnie wzruszona.
- No pewnie, że się zgadzam!- po raz kolejny wpadłyśmy sobie w ramiona. Dziękowałam Bogu za taką przyjaźń. Na początku to wszystko nie było takie kolorowe, miałyśmy do siebie trochę dystansu, ale później wszystko się zmieniło. Było wspaniale.
- Kamień spadł mi z serca! Byłam przekonana, że się nie zgodzisz- roześmiała się Olivia. Wiedziałam, że kłamała, bo była pewna, że nie umiem jej odmówić.
- Ej to skoro już jestem twoją druhną to masz ode mnie jedno bojowe zadanie, resztą ja mogę się zająć. Ty natomiast koleżanko masz jak najszybciej skontaktować się z twoimi rodzicami- dojrzałam zaskoczenie, a zarazem przerażenie w jej oczach. Stąpałam po słabym gruncie, ale nie mogłam inaczej. Ona musiała coś zrobić w tej sprawie. - Wiem, że nie możesz się denerwować i powinnaś odpoczywać, ale musisz tam pojechać i z nimi porozmawiać. Jeśli ci to pomoże to wygarnij im wszystko, ja tak zrobiłam i pomogło. Jesteś twarda, ale potrzebujesz rodziców. Nie na darmo trzymasz w książce wspólne zdjęcie całej rodziny. Wiem, że ich kochasz i chcesz ich w swoim życiu, więc musisz coś z tym zrobić- zapamiętałam to, jak kiedyś przez przypadek znalazłam to zdjęcie. Olivia o tym wiedziała, ale nie chciała rozmawiać. Teraz był najwyższy czas. Nie miałam zamiaru pozwolić jej na to, żeby na swój ślub nie zaprosiła własnych rodziców. Zważając nawet na to, jacy byli. Każdy zasługuje na drugą szansę.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Pomyślę nad tym...- widziałam, że się zawahała, czyli był to dobry znak. Tego było jej trzeba.
- To świetny pomysł. Muszę już lecieć- pożegnałam się z nią i skierowałam do domu. Zajechałam do jednej z chińskich restauracji i kupiłam nam sushi na kolację. Nie miałam ochoty na kolejne godziny przy garach.

Kiedy zapytałam rodziców o to, czy im się podobało, zbyli mnie krótkimi, mało konkretnymi odpowiedziami. Zaczynałam się domyślać, że zbliża się to, czego bałam się najbardziej. Przypomniałam sobie rozmowę z Maćkiem, w której zasugerował mi, że coś jest nie tak. Do tej pory nie zastanawiałam się o co chodzi, żeby się nie denerwować.
- Dobra słuchajcie Maciek się wygadał. To znaczy nie powiedział mi, o co chodzi, ale z rozmowy wywnioskowałam, że przyjeżdżacie tu, żeby mi coś powiedzieć. Zróbcie to od razu, bo nie mam siły dłużej czekać- zaczęłam szybko, kiedy usiedliśmy w salonie i mieliśmy porozmawiać. W końcu zaczęłam się poważnie denerwować.
- No tak... Można było się tego spodziewać, że Maciek nie usiedzi cicho...- skomentował pod nosem tata. To już przelało szlę. Wstałam i podeszłam do okna.
- Co to ma znaczyć? Powiedzcie mi, co się dzieje. Nie jestem dzieckiem, widzę, że coś jest nie tak- cała w nerwach zaczęłam podnosić głos. - Mamo, to chodzi o twoją chorobę, tak? Są jakieś problemy...- zaczęłam przypuszczać, że mogłam się pomylić. Może tylko chciałam, żeby mama wyglądała dobrze i przez to mi się tak wydawało, a z nią jest jednak źle... Nie wiedziałam, co mam myśleć.
- Dziecko, wiem, że chciałabyś wszystkim wokoło pomóc, ale naucz się, że o sobie też trzeba myśleć. Ze mną wszystko jest dobrze, nawet czuję się lepiej niż wcześniej- to wszytko totalnie robiło mi mętlik w głowie. Co to miało znaczyć? Miałam myśleć o sobie? Nie rozumiałam, co ona do mnie mówiła.
- Nie owijajcie w bawełnę. Powiedzcie w końcu, o co chodzi!
- Może lepiej usiądź...- tata zachowywał się, jakby nie rozumiał, co do niego mówię.
- Tato!- posłałam mu mordercze spojrzenie. Byłam wręcz roztrzęsiona. Bałam się tego, co za chwilę miałam usłyszeć.
- Skarbie, robili ekshumację zwłok Kacpra...- mama powiedziała spokojnie, a ja patrzyłam na nią nie dowierzając.
- Słucham? Jak to? Przecież rozpoznawali jego ciało. Była przeprowadzona sekcja, wszystko było pewne. Ekshumacja? To niemożliwe- chciałam nagle zadać milion pytań. Nie wierzyłam w to, co miało się tam dziać. Kacper najpierw zdradzał mnie z Martą, później wsiadł do samochodu pijany i się zabił. Ciało faktycznie podobno było zmasakrowane, ale ja nie mogłam wtedy, go zobaczyć. Jego rodzice byli wezwani na rozpoznanie.
- Kochanie... Wiesz, że to był straszny wypadek i... Alicja, to nie Kacper leżał w tym grobie. Kacper żyje- oparłam się gwałtownie o ścianę i powoli zsunęłam w dół. Wypuściłam głośno powietrze. Boże... To nie mogło się dziać naprawdę. Żyje? Od dwóch lat on żyje, a ja myślę, że leży w grobie. Tak bardzo mnie kochał? Tak, żeby najpierw mnie zdradzać, a potem okłamywać? Łzy pociekły mi po policzkach. Jaka ja byłam głupia, że kiedykolwiek mu wierzyłam.
- Po co mi to powiedzieliście? Nie chciałam tego wiedzieć! Chciałabym, żeby było, jak wcześniej!- zaczęłam im wyrzucać. Wcale ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. To wszytko tak cholernie bolało... Kłamstwo to najgorsza rzecz w życiu człowieka...
- Alicja, on chce się z tobą spotkać, porozmawiać...- zaczął tata, a jego słowa jeszcze bardziej mnie rozwścieczyły. Moja chwilowa rozpacz przekształciła się w gniew.
- Spotkać się? Porozmawiać? Ja wiem, że wy go macie jako mojego wspaniałego faceta, ale coś wam powiem. Po jego rzekomej śmierci ja nie rozpaczałam nad tym, że już go nie ma, a nad tym, że dowiedziałam się, jak mnie zdradzał, okłamywał i jak się mną bawił. Teraz myślicie, że po dwóch latach kolejnych kłamstw ja mam ochotę na niego patrzeć?- opowiedziałam im jak najszybciej wszystko, co działo się przed dwoma laty. Nie chciałam nawet przypominać sobie tego, co wtedy czułam, jednak to wszystko ciągle do mnie wracało.
- On nie mógł się do ciebie odezwać. Nie mógł się odezwać do nikogo, bo był świadkiem koronnym- zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem przypadkiem w jakiejś ukrytej kamerze. To było nie na moje nerwy. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść albo najlepiej obudzić się z tego cholernego koszmaru. To jednak nie był sen. To była moja chora rzeczywistość. Co ciekawego jeszcze usłyszę na temat człowieka, którego wydawało mi się, że znam? Był świadkiem koronnym, czyli zrobił coś strasznego. Nie chciałam nawet myśleć, jakie przestępstwo mógł popełnić. Za byle co nie zostawało się świadkiem koronnym.
- Co zrobił?- zapytałam, będąc już na skrajnych emocjach. To było zdecydowanie zbyt dużo wrażeń, jak na jeden dzień.
- Pojedź z nami, porozmawiaj z nim. To nie my powinniśmy ci to mówić- odparła mama i podeszła do mnie, chcąc mnie przytulić, ale ją odepchnęłam. Przeszłam pospiesznie do moje sypialni i zamknęłam się na klucz. Musiałam to wszystko poukładać. Musiałam zrozumieć, co właśnie się stało. Przez kilka lat żyłam z przestępcą, który później upozorował własną śmierć? To naprawdę było możliwe w prawdziwym życiu? Może nie było, ale działo się i to w moim życiu! Miałam wrażenie, że znajduję się w jakimś kiepskim kryminale. Wiele rzeczy widziałam, ale to był już szczyt. Nie, to wszystko nie może się dziać naprawdę. To niemożliwe.

Miałam dwie opcje. Mogłam zostać tu, zignorować wszystko żyć tak, jak dawniej, jakby nic się nie stało. Mogłam też pojechać z rodzicami do Polski, spotkać się z nim i mieć wszystko za sobą. Nie należałam do ludzi, którzy umieją na wszystko spokojnie czekać. Musiałam coś zrobić. Nie mogłam bezczynnie siedzieć. Z resztą codziennie rozglądałabym się wokoło w oczekiwaniu, że zaraz zobaczę Kacpra. Z pewnością chciał ze mną porozmawiać, a też nie był człowiekiem, który łatwo dawał za wygraną. Przynajmniej ten Kacper, którego znałam taki nie był. Ten człowiek, który czekał na mnie w Polsce był dla mnie obcą osobą. Nie znałam go. Nie wyobrażałam sobie, co mogło nim kierować w tym wszystkim, co zrobił. Nie dawało mi spokoju to, czego przed chwilą się dowiedziałam. To, że żył jakoś do mnie doszło. To było cholernie trudne, ale jednak, jakoś zrozumiałam. A to, że był świadkiem koronnym? Nie, to dla mnie zbyt wiele. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić...
Siedziałam i myślałam. Nie spałam całą noc, bo nawet nie przeszło mi przez głowę, że mogłabym w tej sytuacji usnąć. Poszłam w pewnym momencie do kuchni i zrobiłam sobie wielki kubek herbaty. Siedziałam owinięta w kołdrę i rozważałam dwie opcje. Spojrzałam na ekran telefonu, który zapaliłam, żeby zobaczyć która była godzina. Dochodziła czwarta. Odblokowałam urządzenie i weszłam w zdjęcia. Najpierw otworzyłam zdjęcie Alexa, który uśmiechał się do fotografii. Doskonale pamiętałam tą sytuację. Wszystko, co kojarzyło mi się z tym malcem, było wspaniałe. Kolejne zdjęcie małego, tym razem z jego mamą. Pomyślałam o Charlie. Co ona by mi poradziła? Często żartowała, śmiała się zawsze serdecznie, ale w poważnych sytuacjach zawsze mówiła, żebym szła za głosem serca. Teraz moje serce nic mi nie mówiło. Razem z nią połączyłam Olivię i Ethana. Oni też byli moimi przyjaciółmi, których rady były wspaniałe. Oni powiedzieliby coś więcej, ale nie wiedziałam co. Podążyłam do kolejnej fotografii, tej najważniejszej dla mnie. Patrzyłam teraz na Lewisa, który spał. Odwdzięczyłam się mu za to moje zdjęcie, chodź nic o tym nie wiedział. Potrzebowałam go przy sobie, ale wiedziałam, ze jeśli zdecyduję się wyjechać, nie będę mogła mu tego powiedzieć. Nie będę umiała mu spojrzeć w oczy. Dlaczego moje życie jest tak cholernie popieprzone?
Jeśli wyjadę zawiodę wiele osób, jednak to wszystko nie mogło dać mi spokoju. Jeśli nie wyjadę nie dowiem się nic na temat Kacpra. Nie wiedziałam tylko, czy chcę cokolwiek o tym wiedzieć. Była jeszcze jedna sprawa. To Marta powiedziała mi, że mnie zdradzał. Od niego tego nie usłyszałam...






"Kłam­stwa tak gład­ko przechodzą przez us­ta, jak­by nie bo­lały, a bolą."
K.Grochola


____________________________________________________________________
Hej, przepraszam was, że dopiero dzisiaj, ale chyba za długo nosiłam w sobie ten pomysł.
Im dłużej myślałam, tym ciężej było to opisać. Nie wiem, czy wam się to podoba.
Co myślicie? Co zrobilibyście na miejscu Alicji?
Jeżeli ktoś jeszcze nie głosował w ankiecie, to zapraszam i zachęcam do komentowania.
Dziękuję wam za miłe słowa i może mój rozdział zmotywuje Kilulu do nowego ;D
Pozdrawiam,
M.


7 komentarzy:

  1. wow, nie no, to za duzo na mnie, jak Alicje zycie kopie w tylek, jak wiele ona bedzie musiala zniesc, zeby byc w koncu szczesliwa i wiodla spokojne zycie, ile? ech, wspolczuje jej, nwm co bym na jej miejscu zrobila, ale chyba ostatecznie odciela sie od zycia w Polsce, ech, nwm, namieszalas mi tym rozdzialem, ale podobal mi sie,
    czekam na cd :)
    pozdro <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie Alicja nie ma łatwego życia. Wszystko się wali po raz kolejny, kiedy już zaczynało być naprawdę dobrze. Wiem, że namieszałam, przepraszam, ale tego tu było trzeba ;)
      Przykro mi, że ty się chwilowo wycofujesz. Będę czekała na powrót ;)
      Pozdrawiam,
      M.

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że ona tam nie pojedzie...
    Ma tera Lewisa, który jest po prostu boski <3
    Faktycznie, jej życie na prawdę jest do dupy xd Cały czas coś jej wypada. Jak nie choroba matki, to teraz jej były chłopak. Myślę, że on jej nie zdradził, tylko ta Marta to tak palnęła. Coś czuję, że ona jednak tam pojedzie, a związek z Lewisem będzie pod wielkim znakiem zapytania :C
    Pozdrawiam
    Seo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej seo, dawno cię nie było ;) Fakt zdrady istotnie będzie miał jeszcze znaczenie. Przed Alicją trudny wybór i czego by nie zdecydowała, to wiąże się z konsekwencjami... Myślę, że wybierze to, co na dłuższą metę będzie dla niej najlepsze ;)
      Pozdrawiam,
      M.

      Usuń
  3. No więc. Kiedy zasiadłam do przeczytania wszystkich rozdziałów pochłonęło mnie to bezgranicznie! Kurczę, naprawdę super!! Wszystko rozdziały prawie połknęłam!
    Najpierw apropo ogółu opowiadania: Bardzo polubiłam wszystkich bohaterów. Alicja jest super dziewczyną, najbardziej chyba jednak polubiłam Charlotte- taka wesoła intrygantka trochę, ale wszystko dla dobra ludzi dookoła niej no i oczywiście mały Alex (uwielbiam dzieci więc te wątki są jednymi z moich ulubionych :)) Masz bardzo fajny styl pisania, bardzo mi się podoba, potrafisz sprawić, że nie można się oderwać, a opowiadanie w żadnym momencie nie nudzi!
    Z jednej strony dużo się dzieje, ale nie przesadzasz też z nawałem wątków wszystko super fajnie :)
    Najpierw to stypendium, potem choroba matki Alicji. Śmieszą mnie sytuacje z matką Lewisa i jej reakcje (szczególnie ta podczas gdy Alicja była chora i spędziła noc u Lewisa;)) Mój ulubiony fragment chyba jak do tej pory to wycieczka Lewisa i Alicji helikopterem :) Pięknie opisane!! :)

    Ciekawa jestem też jak Olivia poradzi sobie z byciem matką- na pewno będzie wspaniała, oby wszystko się udało skoro przeszła tak wiele w życiu. Mam nadzieję, że zdecyduje się na pojechanie do domu i rozmowę z rodziną. Może to zachęci jej matkę do zmiany w swoim życiu- będzie przecież babcią! :)
    Ciekawa jestem czy wprowadzisz kiedyś do opowiadania ojca Alexa- to też mogłoby być ciekawe :)
    Co do tego rozdziału- No wszystkiego się spodziewałam, ale nie wpadłam na to co nam zgotowałaś. Myślałam, że rodzice Alicji będą chcieli się przeprowadzić do Sydney, a tu takie zaskoczenie!
    No cóż myślę, że Alicja powinna jechać do Polski choć po to aby zamknąć do końca tamten rozdział w swoim życiu żeby bez przeszkód móc na 100% zająć się nowym życiem i dla ustabilizowania swojego związku z Lewisem. Z drugiej strony jeśli pojedzie Lewis na pewno nie będzie zbyt zadowolony i mogą pojawić się problemy, ale jeśli będą silni i Alicja poukłada sobie wszystko będzie dobrze.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)) mam nadzieję, że długo nie będziesz nas trzymać w niepewności.
    Pozdrawiam
    Miśka
    http://by-itsmisia.blogspot.com

    PS: A przez chwilę wydawało mi się, że to Ethan okaże się ojcem dziecka Olivii ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze chciałam dodać, że uwielbiam cytaty z Paulo Coelho, które zamieściłaś :)

      Usuń
    2. Hej, miło mi widzieć tutaj kogoś nowego i bardzo się cieszę, że podoba ci się moje opowiadanie ;) Faktycznie Charlotte jest bardzo pozytywną postacią, zawsze lubię opisywać wszystkie sytuacje z nią związane ;D Alex jest kolejnym dobrym duchem, mimo to, że ja osobiście nie lubię dzieci, to także dobrze pisze mi się o nim. Jest też odskocznią od problemów Alicji. Miło mi, że wszystko ci się spodobało.
      Jeśli chodzi o ten rozdział, to wszystko było dobrze przemyślane i długo pielęgnowane w mojej głowie. Miałam satysfakcję, że was zaskoczę i dobrze, że mi się udało ;)

      Zapraszam cię do czytania kolejnych rozdziałów! ;)
      Pozdrawiam,
      M.

      Usuń

by Heather - Land of Grafic