piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 13.

Dosłownie wybiegłam z tego lotniska. Maciek w ogóle nie miał na mnie wpływu, z resztą ja sama też nie. Nie mogłam się uspokoić. Od samego początku byłam kłębkiem nerwów. Kiedy mój przyjaciel opowiadał mi o stanie mojej matki, traciłam nadzieję coraz bardziej. Choroba postępowała w zastraszającym tempie, a lekarze zaczynali być bezradni.
Wzięliśmy taksówkę i zaraz byliśmy już w Centrum Onkologii. Wchodziłam tam ciągle rozpatrując motywy moich rodziców. Dlaczego mi nie powiedzieli? Chcieli poczekać aż ona umrze? To byłby dobry moment? Nie umiałam inaczej tego odbierać. Tyle czasu żyłam w Australii w beztroskiej nieświadomości. Przejmowałam się jakimiś głupotami, kiedy tu działy się straszne rzeczy. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak zrobili. Z drugiej strony jestem ciekawa ich miny, kiedy mnie zobaczą.
Zapytałam w recepcji o kierunek, w którym mam się udać. Maciej cały czas był ze mną, ale trzymał się lekko na uboczu. Poszłam tam, gdzie wskazała mi młoda kobieta. Nie myślałam już o niczym. Bałam się tego co zaraz miałam zastać.
Tata siedział pod salą z twarzą ukrytą w rękach. Z tego co mówił Maciek wywnioskowałam, że mama jest po chemii i przebywa w sterylnej sali. Ciężko było mi to wszystko znieść. Nie mogłam w żaden sposób uspokoić moich myśli, pędzących jak szalone. Podeszłam do taty i położyłam mu rękę na ramieniu. Momentalnie poruszył się i spojrzał na mnie. Usłyszałam jego ogromne westchnienie. Wstał i przytulił mnie mocno.
- Czyli już wszystko wiesz...-skomentował tylko. Tak, wiedziałam. Szkoda, że nie od ciebie.
- Tak, tato. Wiem. Nie rozumiem dlaczego mi nic nie powiedzieliście, ale może nie chcę zrozumieć. To było głupie z waszej strony i nie róbcie tak więcej. Co by było gdybym... Nie zdążyła?- zapytałam trochę nie pewnie. Nie wiedziałam jak może na to zareagować. W końcu on na pewno nie chciał o tym myśleć. Wątpię żeby w ogóle coś takiego przeszło mu przez głowę. Ja miałam chłodniejsze spojrzenie. Wiedziałam, że z medycznego punktu widzenia szanse na wyzdrowienie są na prawdę małe.
- Nawet tak nie mów! Ona walczy i wygra. Zobaczysz. Nie ma innej możliwości- zaczął przekonywać sam siebie. Musiałam być delikatna i nie mogłam powiedzieć mu otwarcie, jak widzę tą sprawę. Mi także nie było łatwo. Ciągle nie mogłam powstrzymać łez, patrząc na nią. Maciek odsunął się trochę w cień. Wszedł ze mną, był ciągle, ale jednak wolałabym żeby był naprawdę blisko. Odeszłam od taty i podeszłam do szyby przy izolatce.
Spojrzałam na nią. Leżała taka bezbronna, blada, w chustce na głowie. Jakby uszło z niej całe powietrze. Wiedziałam, że chemia tak działała, ale to był porażający widok. Nie mogłam na to patrzeć. Odwróciłam się i podeszłam do mojego przyjaciela. Potrzebowałam go teraz jak nigdy. Od razu widział po mnie, co się dzieje. Wstał i przytulił mnie. Jego koszula zaczynała się robić mokra od moich łez, ale jego wsparcie dodawało mi siły. Opanowałam się i poprosiłam, żeby zaprowadził mnie do lekarza prowadzącego.
Mężczyzna był postawnym, średniego wieku człowiekiem. Jak zauważyłam wchodząc do gabinetu, ordynatorem oddziału. Zaczął mówić do mnie takim tonem, jakim sama musiałam już kilka razy przemawiać do pacjentów.
- Panie doktorze, proszę powiedzieć prawdę. Studiuję medycynę i naprawdę znam taki ton. Chcę wiedzieć co się dzieje. Nawet jeżeli nie ma już ratunku, proszę mi to powiedzieć- wypaliłam w końcu, bo nie mogłam już słuchać tego kłamliwego bełkotu. Nie było wcale tak jak on mówił...
- Proszę tak pesymistycznie do tego nie podchodzić...- próbował mnie trochę opanować, ale nie mogłam nic poradzić na to, że nawet jeżeli chodziło o moją własną matkę, byłam taka zimna. Może to przede wszystkim o nich chodziło. Jestem tutaj, staram się nią zająć. Nie pamiętam żeby ona, kiedyś naprawdę się mną przejęła. Oprócz ostatnich wydarzeń, to znaczy mojego wypadku w Sydney. Wtedy przyjechali, ale tylko BYLI. Nie wiem, czy zdają sobie sprawę z tego, że to nie wystarczy.
- Nie obiecam panu, że się tutaj zaraz nie rozpłaczę, ale chcę znać prawdę, bo ja jakoś sobie z tym poradzę, ale mój tata nie przeżyje odejścia mamy. Niech mi pan powie prawdę- poprosiłam po raz kolejny. Musiałam wiedzieć, co się rzeczywiście dzieje. Nie wiedziałam, jak zareaguję na najgorsze, ale miałam nadzieję, że jednak tego nie usłyszę.
- Chemię próbujemy ostatni raz. Jeśli się uda, to będzie coraz lepiej. Jeśli nie, zaczniemy coś innego. Chemia może też zrobić takie zmiany, że wykluczy kolejną terapię. Nie jestem w stanie tego przewidzieć, ale pani rodzice zgodzili się na to. Teraz pozostało tylko czekać- wyjaśnił mi już wszystko lepiej. Co za głupia decyzja rodziców. Nie rozumiałam dlaczego nie szukali czegoś zagranicą, jakichś specjalistów... Cokolwiek...
- W tym momencie nie możecie nic zrobić. Proszę postarać się wpłynąć na ojca i spróbować zabrać go ze szpitala na trochę dłużej. Ciągle tu przesiaduje, a to naprawdę nie ma sensu. Szczególnie w tym momencie...- poradził mi lekarz. Podziękowałam za rozmowę i wyszłam. Podeszłam do taty, bo musiałam z nim poważnie porozmawiać.
- Tato, powiedz mi, jak to się stało, że ostatnio rozmawiałam z mamą i nic nie zauważyłam? Brzmiała normalnie, wydawało mi się, że wszystko jest dobrze. Nie wierzę, że się tak pomyliłam...- mówiłam niby do niego, ale tak naprawdę wylewałam z siebie wszystkie myśli i to co miałam sobie do zarzucenia.
- Po głosie chciałaś poznać raka? Była jeszcze przed chemią... Chwilę przed. Powiedziała, że musi z tobą porozmawiać i zrobiła to. Nie mogę patrzeć na to, jak wypowiedzenie nawet słowa sprawia jej trudności. Ciągle śpi, jest taka, jakby już je nie było...- oczy zaszkliły mu się pod naporem tego stwierdzenia. Widocznie sam nie mógł już udawać, że jest dobrze. Nie było. W takim tempie postępująca choroba, nie może dawać nadziei na cokolwiek.
- Zobaczysz tato, wyjdzie z tego- pogładziłam jego plecy. Było mu ciężko, wiedziałam. Musieliśmy teraz trzymać się razem. Tylko my.
Udało mi się jakoś zaciągnąć go do domu i zmusić do pracy. Nie mogłam pozwolić na to żeby cały czas się zadręczał. Musiał zacząć coś robić. Ja natomiast zadzwoniłam do Olivii i opowiedziałam jej o wszystkim. Wieczorem miał przyjść Maciek. W końcu miało być jak dawniej. Z pewnością usiądziemy jak zwykle na moim łóżku, przykryjemy się ciepłym kocem i pijąc herbatę, będziemy dzielić się oświadczeniami ostatnich dni. Tęskniłam za tym. Przyjaciel to jednak nie przyjaciółka. Z nim mówisz o głębszych rzeczach, a nie o zakupach, mężczyznach... Żeby go znaleźć trzeba się wysilić, więc nie można marnować czasu na błahostki.

Tydzień w Polsce minął mi w zastraszającym tempie. Co prawda kursowałam ciągle pomiędzy domem, a szpitalem i nie był to najwspanialszy czas. Próbowałam panować nad tatą i w miarę mi wychodziło. Mama też dowiedziała się, że jestem. Czuła się trochę lepiej, a lekarz pozwolił mi nawet do niej wejść i porozmawiać. Była zła, że tu jestem, że przerwałam stypendium. Na dobrą sprawę, nawet na chwilę o tym nie pomyślałam. Olivia załatwiła wszystko. Nie rozumiem jak mogła pomyśleć, że bym tutaj nie przyjechała. Tata rozmawiał z nią częściej. Ja zwykle przychodziłam tylko, jeśli nie spała to pokazywałam, że jestem i siedziałam przyglądając się jej przez szybę. Nie miało to sensu, ale nic więcej nie umiałam.
W końcu przyszedł czas na mój rytuał. Tego mi było trzeba. Ubrałam się w ciuchy do biegania i po chwili już byłam na ulicy. Wybrałam moją ulubioną trasę. Czułam pod stopami polską ziemię. Tu biegało się inaczej. Tu miałam w głowie tę pasję. W Australii biegałam, kiedy byłam zła, smutna, albo szczęśliwa z jakiegoś powodu. Coś w ten sposób odreagowywałam.
Szybko się uwinęłam, a nawet noga nie dawała już o sobie znać. Przyzwyczaiła się do wysiłku. Bałam się chwilami, że znów powtórzą się moje bóle, ale wszystko było ok. Weszłam pod prysznic i chciałam zmyć z siebie wszystkie zmartwienia. Miałam teraz ochotę uciec gdzieś daleko. Ukryć się głęboko i nie wychodzić stamtąd dopóki mama nie wyzdrowieje. Jakoś przesiąkłam myśleniem taty i było dla mnie tylko jedno wyjście.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Na szczęście zdążyłam się już ogarnąć po kąpieli. Miałam tylko mokre włosy, które swobodnie opadały mi na ramiona. Pomyślałam, że to kurier z jakąś służbową przesyłką dla taty. Kiedy jeszcze mieszkałam tutaj często tak było. Nie spojrzałam na monitoring, kto stoi przed furtką, tylko od razu wyszłam z domu. Podeszłam tam i zamarłam. Ostatnio byłam świadkiem wielu niespodziewanych rzeczy, ale to przechodziło wszelkie pojęcie. Powoli podeszłam bliżej i otworzyłam furtkę.
Mężczyzna stał przede mną ze stoickim spokojem. Patrzyłam na niego, a moje ciało zaczynało drżeć. Nie wiem, czego miałam się spodziewać. Zrobiłam jeszcze kilka kroków. Stał dalej nieporuszony, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i owinęłam mu ręce wokół szyi. Musiałam stanąć na palcach, bo dzieliła nas różnica jakichś 15, a nawet 20 centymetrów. Pomógł mi, podnosząc mnie do góry i mocno ściskając.
- Okłamałaś mnie. Powiedziałaś, że nigdzie nie wyjeżdżasz...- odparł, wdychając zapach moich mokrych włosów. Poczułam się bezpiecznie. Od dawna obce było mi to uczucie.
- Nie puszczaj mnie już nigdy, dobrze?- poprosiłam jeszcze mocniej przylegając do niego. Jak dobrze, że tu był. Do tej pory czegoś mi brakowało, teraz już wiem czego.
- Z największą przyjemnością- odpowiedział Lewis. To było coś nieprawdopodobnego. Przyjechał do mnie z drugiego końca świata. Poprosiłam, żeby mnie uszczypną, bo dalej w to nie wierzyłam...







"Po­dejdź do wal­ki jak do idei opa­nowa­nia wo­li. Za­pom­nij o zwy­ciężaniu i przeg­ry­waniu; za­pom­nij o du­mie i bólu. Pozwól prze­ciw­ni­kowi by zad­rasnął ci skórę, a ty wed­rzesz się w je­go mięso."


________________________________________________________
Patrzcie, patrzcie- jestem wcześniej! ;D Wrzucam już dzisiaj bo weekend mam zajęty.
Jak wam się podoba rozwój wypadków? Alicja jest po raz kolejny doświadczona przez los.
Ma jednak wsparcie w przyjacielu i w Lewisie...
No właśnie. Myślicie, że dziewczyna w końcu się przełamie co do niego?
Dzięki za komentarze ;)
Pozdrawiam,
M.

7 komentarzy:

  1. Ja Cię chyba przywołuję myślami. Włączam laptopa i tak myślę sobie: hmmm może dziś pojawi się rozdział o Alicji, a nie bo dziś jest piątek. Eh muszę czekać do niedzieli. Wchodzę na bloggera a tam piękne powiadomienie o 13 rozdziale. Uwielbiam to! Uwielbiam też Ciebie za to, że to piszesz.
    Cuuuuudowny ten rozdział, jest po prostu nieziemsko piękny. W sumie możliwe, że jestem już twoją fanką i nie ważne czy są błędy czy w rozdziale mało się dzieje i tak kocham tekst który publikujesz, kocham wszystko co napiszesz.
    Rozdział 13 jest chyba jednak najlepszy. Tak, zdecydowanie. JEST TO NAJLEPSZY ROZDZIAŁ TEJ HISTORII!!! Nie rozumiem jak ktoś może nie czytać, tego pięknego dzieła. Jeżeli kiedyś wydasz książkę, a na pewno tak się stanie, ja muszę mieć ją PIERWSZA.
    Dobra kompromituję się, ale nie umiem opanować swojej radości.
    Okej zacznijmy od początku.
    Los jej mamy, na prawdę smutny. W sumie muszę przyznać, że teraz jest mi jej żal. Ostatnio jakoś ją olałam, jednak teraz zrobiłam się wyrozumiała i przykro mi że mama Ali choruje, na serio. Mam nadzieję, że kobieta z tego wyjdzie. Jej mąż nie wytrzyma jeżeli ona umrze. Wydaje mi się, że Alicja też się załamie jeżeli to się wydarzy. Dziewczyna mogłaby zamknąć się w sobie jeszcze bardziej.
    Dobrze, że w tych trudnych chwilach wspierał ją Maciek.
    Ogólnie to muszę go chyba przeprosić. To smutne ale cały rozdział myślałam o Lewsie - Kiedy będzie Lewis, przecież on się musi pojawić. Gdzie Lewis, czy wie że Ala wyjechała. Co robi Lewis? To jest chyba trochę chore. Lubię Cię Maćku, jednak z ideałem jakim jest Lewis nie miałeś szans.
    Cieszę się też, że Olivia załatwiła wszystko za Ale. Ta dziewczyna dużo robi dla głównej bohaterki.
    No dobra nie przeciągam już dłużej... TA PIĘKNA KOŃCÓWKA
    Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww
    Czytam i nie wierzę w to co widzę. LEWIS!!! Tak przyjechałeś do mnie... raczej do Ali, no trudno ale przyjechałeś!!!
    Nie wierzę, że on to zrobił. Na miejscu tej dziewczyny byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie.
    Przyjechał z drugiego końca ziemi tylko do niej. To takie urocze i romantyczne. Czy nie pisałam już, że jest ideałem? Nie? A no to piszę.
    Choć wiem, że do końca pewnie jeszcze dużo ( ma być 100 rozdziałów - ja chcę czytać to arcydzieło) to jestem szczęśliwa. Lewis przyjechał i od razu niebo pojaśniało.
    Choć i tak jeszcze wiele pytań się nie wyjaśniło.
    Nie chcąc jeszcze bardziej się ośmieszyć kończę tą wypowiedź.
    Czekam na kolejny rozdział, co powiesz aby był TERAZ <3
    Okej pozdrowienia
    Kilulu
    P.S Sorki za błędy jeżeli są, nie chce mi się czytać tego komentarza . Jest 23.36 za późno, abym coś sprawdzać :P
    Jeszcze raz pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhuhu trochę się rozpisałam :P

      Usuń
    2. KILULU WARIACIE ;DDD właśnie przeczytałam ten komentarz już chyba z dziesiąty raz, ale tak bardzo go uwielbiam i dopiero teraz mam chwilkę żeby odpowiedzieć. Jesteś wspaniała i bardzo mi miło, że czytasz moją historię i tak bardzo ci się podoba. Bardzo się starałam żeby ten rozdział był lepszy i szukam natchnień do kolejnych, których sama nie mogę się doczekać! Kiedy czytałam to, co napisałaś, szczerzyłam się cały czas. Jesteś nieprawdopodobnie świetnym czytelnikiem i fanem(haha ;) jak to dziwni brzmi- ja mam fanów? nie oszukuj! ;D). Obiecuję ci, że gdyby zdarzyło się tak, że kiedykolwiek powstanie książką mojego autorstwa, to dostaniesz ją pierwsza.
      Bardzo, bardzo, bardzo ci dziękuję! Dodajesz mi skrzydeł!
      Pozdrawiam,
      M.

      Usuń
    3. Ciesze sie ze ci sie podoba moj komentarz ;)
      Zawsze chwale to, co na to zasluguje. Ciesze sie na ksiazke ;)
      Jestem twoja fanką i bede juz zawsze :p
      Okej pozdrawiam
      Kilulu

      Usuń
  2. Szkoda mi mamy Alicji, bo jednak to jej mama, a skoro ta studiuje medycynę to w tym przypadku jest chyba jeszcze gorzej, bo orientuje się znacznie lepiej w tych sprawach. Lewis mnie zaskoczył nie myślałam, że przyjedzie do Polski, ale skoro tak zrobił to, to musi coś oznaczać :) wybacz, że tak późno nadrabiam, ale nie miałam czasu wcześniej :(
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na 17 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. boze, biedna Alicja, znowu los ja dowiadczyl, ale ma Macka i Lewisa c: czekam na cd c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda mi Alicji. Tyle się biedna już wycierpiała, a teraz jeszcze dochodzi do tego choroba jej matki.
    Na szczęście dziewczyna ma wsparcie Maćka<3 - uwielbiam tego faceta, a taki ideał jak Lewis nie ma przy nim szans. Takie jest moje zdanie i go nie zmienię, bo coś czuję, że ten przystojniak z Australii odwali jakiś numer i Ala się załamie.
    Po co on w ogóle przyjechał do Polski? No ja się pytam po co?
    Pozdrawiam,
    GA

    OdpowiedzUsuń

by Heather - Land of Grafic