niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 10.

Po przemyśleniu wszystkich sytuacji z ostatnich dni uznałam, że zachowuję się jak dziecko. Swoją drogą Lewis też nie był lepszy. Podobno wyszedł już ze szpitala, ale od tej całej naszej kłótni, nie odzywaliśmy się do siebie. Ethan poinformował mnie tylko, że ślub został przesunięty. Nie odwołany. Przesunięty. Co prawda ostateczny termin nie był jeszcze znany, ale fakt, był faktem. Mimo tego, że powiedziałam mu żeby tego nie robił, byłam na niego zła. Obiecał przecież, że kiedy tylko wszyscy do niego przyjdą to powie im, że odwołuje ceremonię. Nie dotrzymał słowa. To bolało mnie najbardziej. Sam wyszedł z tą inicjatywą. Ja nic mu nie mówiłam. Może zgasiłam jego zapał?
Na studiach zaczęliśmy już staż w szpitalu. Ja rozpoczęłam od pediatrii. W miarę przyjemny oddział na początek. Ciężko jest patrzeć na cierpienie małych dzieciaków, ale muszę się uodparniać. Na razie nie robiliśmy nic szczególnego poza przyglądaniem się pracy lekarzy. Mimo to, czuło się atmosferę tego wszystkiego.
Popołudniu zadzwoniła do mnie Charlotte z zaproszenie ma kawę. Zdziwiło mnie to, ale się zgodziłam. Dosyć dawno się nie widziałyśmy, a lubiłam ją naprawdę. Przebrałam się, wzięłam torbę i wyszłam.
- Cześć! Dobrze, że udało mi się cię wyciągnąć, bo myślałam, że zwariuję. Odkąd Lewis wyszedł ze szpitala, zostałam tu żeby mu trochę pomóc, ale już nie wytrzymuję.- Przywitała mnie Charlie przedstawiając od razu całą sytuację. Szczerze, miałam nadzieję, że nie będziemy rozmawiać o nim.
- Siedziałam w domu i nie miałam co robić, więc z chęcią wyszłam. Poza tym stęskniłam się już za tobą.- odpowiedziałam z uśmiechem. Była osobą, która pobudzała mnie do działania. Wszędzie było jej pełno, lubiła wszystko kontrolować. Lewis też taki był. Może mieli to rodzinne. Oboje z wspaniałym poczuciem humoru, wysokim ilorazem inteligencji, dosłowną miłością do ludzi. Kiedy rodzic chce wbić swojemu dziecku pewne zasady, to marzy o tym żeby było mądre, postępowało poprawnie. Oni tacy są.
- Proszę cię, mój brat to taka maruda. Nie pozwalam mu wstawać, bo lekarz tak radził. Marudzi gorzej niż Aleks. Teraz przyjechali rodzice, więc mam chwilę wolnego- zaczęła żalić się na brata. Wyobraziłam sobie tą sytuację.
- Może daj mu trochę swobody. W końcu sam wie co robi, zna się na tym...- stanęłam w jego obronie, bo umiałam sobie także wyobrazić jak bardzo ta kobieta potrafi być nadopiekuńcza.
- Najchętniej zacząłby już pracować. W ogóle o siebie nie dba. Myśli o każdym, ale nie osobie. I właśnie... Pewnie domyślasz się, o czym jeszcze chciałam pogadać.- zrobiła tajemniczą minę. Nie byłam pewna o co jej chodzi, ale domyślałam się.
- Oświeć mnie- powiedziałam.
- Mój brat powiedział mi, że ostatnio dostał przelew na konto kliniki od anonimowego nadawcy. Duża suma pieniędzy, prawie dokładnie taka, jakiej brakowało mu do oddania ojcu. Wiesz coś o tym?- zapytała. To są tylko pieniądze. Po wypadku zmieniło mi się podejście do wielu rzeczy. Uznałam, że jeżeli Lewisowi zależy na tym, żeby oddać ojcu dług, to powinnam mu pomóc. Gdyby wiedział, że to ode mnie, na pewno by się na to nie zgodził.
- Musiałam to zrobić. Powiedziałam mu żeby nie odwoływał ślubu, ale niezależnie od tego czułam się zobowiązana do wysłania tych pieniędzy. Proszę cię, nie mów mu. Jeśli będzie wiedział, że to ja, to zaraz odda tą kasę.- chciałam jej wytłumaczyć moje motywy, ale sama do końca ich nie znałam.
- Umówmy się tak, że na razie wiemy o tym tylko my, ale potem będziesz musiała się przyznać.- Jakoś przełknęłam taką opcję. Może kiedyś będę miała okazję mu o tym powiedzieć.
-Ok, może tak być- zgodziłam się.
Żadnej z nas się bardzo nie spieszyło, więc siedziałyśmy jeszcze długo i rozmawiałyśmy o wszystkim. W końcu, kiedy musiałyśmy już się zbierać ustaliłyśmy, że tym razem ja zapłacę rachunek. Charlotte wyszła złapać taksówkę, a ja zostałam czekając na kelnera. Miałam już wychodzić, a zobaczyłam, że na krześle naprzeciw mnie leży kurtka. Moja towarzyszka musiała zapomnieć jej zabrać.Wyszłam przed budynek, ale kobieta zdążyła już pojechać, bo jej tam nie było. Powinnam oddać przedmiot jak najszybciej. Wiązało się to jednak z wizytą w domu Lewisa. Nie miałam wyjścia. Musiałam tam pojechać i liczyć na łagodny obrót sprawy. Zważając dodatkowo na to, że prawdopodobnie są tam jego rodzice.
Nie chciałam tracić czasu w komunikacji miejskiej, więc także wzięłam taksówkę. Podałam kierowcy adres i pojechaliśmy w wyznaczone miejsce. Pech chciał, że kiedy zadzwoniłam do drzwi, otworzył je mój były rehabilitant.
- Twoja mina wynagradza wszystko- skomentowałam, gdy przyglądał mi się zaskoczony. Raczej nie liczył, że mnie tu zobaczy, a jednak.
- Jesteś ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałem- odpowiedział szczerze. Tez nie spodziewałam się, że szybko tu zawitam.
- Przyniosłam kurtkę Charlie, bo zostawiła ją w kawiarni- wyjaśniłam powód mojej wizyty. Patrzył na mnie dziwnie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. - Jak się czujesz?- wypaliłam w końcu. Nie mogłam być obojętna. On się mną opiekował aż za bardzo.
- Jest ok. Powinienem leżeć, ale czuję się już dobrze.- Uśmiechnął się. Odwzajemniłam czynność. Mimo wszystko, mimo ostatniej kłótni nie czułam do niego żalu. Nie umiałam go czuć.
- Skoro powinieneś leżeć, to leż, bo potem może być różnie- poradziłam mu, ale nie dane było nam kontynuować rozmowy. Obok Lewisa stanęła elegancka kobieta koło 50.
- Kto przyszedł synu?- usłyszałam, jeszcze zanim ją zobaczyłam. Spojrzała na mnie, lustrując mnie wzrokiem. Wyobraziłam sobie jej syna tłumaczącego kim jestem, więc sama wolałam to zrobić.
- Ja jestem przyjaciółką Charlotte i przyniosłam jej kurtkę, którą zostawiła...- Nie dała mi dokończyć, bo sama zaczęła wątek.
- Ona ma tutaj jakichś przyjaciół?- zapytała retorycznie, co było zdecydowanie niegrzeczne. Z pewnością nie był kobietą, którą sobie wyobrażałam.
- Mamo, tutaj też istnieje życie. Nie zapominaj o tym- upomniał ją Lewis. Rzucił mi przepraszające spojrzenie.
- Nie przyzwyczajaj się do tego. Po ślubie i tak wrócisz do naszego miasta.- odpowiedziała i odeszła. Uśmiechnęłam się sarkastycznie. Czy przypadkiem nie mówił ostatnio, że odwoła ślub?
- Alice...- zaczął, patrząc na moja minę. Wręczyłam mu kurtkę jego siostry, tłumacząc się tym, że muszę już iść, odeszłam. Nie miałam ochoty myśleć o czymkolwiek. Wróciłam do domu, wykapałam się i poszłam spać.
Rozmawiałam z Olivią o całej sytuacji. Nie umiała mi pomóc. Twierdziła, że sama nie wie, co zrobiłaby w takiej sytuacji. Dzwoniła też Charlotte, dziękując za przyniesioną zgubę. Napomknęła coś o tym, że słyszała, że poznałam jej matkę, ale nic więcej. Widocznie brat nic jej nie powiedział o dalszym przebiegu rozmowy. Trudno.
Starałam się skupić na nauce i szpitalu, a życie prywatne schować na razie gdzieś głęboko. Nie chciałam się tym wszystkim zadręczać. Miałam już dość komplikowania sobie życia.

Kilka dni później siedziałam w szpitalu, czekając na jakieś konkretne polecenia od lekarza. Nie było to jednak nic ciekawego. Wysłał mnie do laboratorium po ważne wyniki badań. Szłam dosyć szybko, bo mężczyzna chciał je mieć natychmiast. W pewnym momencie wychodząc zza ściany w korytarz poczułam jak ktoś wpada na mnie z impetem. Odrzuciło mnie trochę do tyłu, ale utrzymałam się na nogach. Spojrzałam na sprawcę całego wypadku i kiedy go zobaczyłam roześmiałam się. Przede mną stał Lewis w ręku trzymając pusty kubek z kawą, bo cała zawartość wylądowała na jego koszuli. Patrząc na mnie, też się roześmiał.
- Nie nauczyłeś się jeszcze, że przy mnie nie można przebywać z kawą? Teraz to była twoja wina.- Jakież cholerne zbiegi okoliczności muszą nas prześladować. Dlaczego akurat mi się to przytrafia?  Czasami myślę sobie, że chciałaby go już nie spotkać, ale później zastanawiam się czy wytrzymałabym bez niego. Chwilami wystarczy tylko na niego spojrzeć, żeby poprawił humor na cały dzień.
- Tak, teraz będę pamiętał. Za chwilę mam bardzo ważne spotkanie z dyrektorem szpitala- wyjaśnił, a mi zrobiło się trochę głupio. Z drugiej strony, przecież to on na mnie wpadł, a nie ja na niego.
- Idź do gabinetu Ethana. On ma tam zapasowe koszule, ale teraz jest na operacji. Muszę iść do laboratorium i zaraz do ciebie przyjdę.- Znalazłam wyjście z sytuacji. Wiedziałam, że nie będzie problemu z wejściem do gabinetu, bo pielęgniarki są już przyzwyczajone do jego wizyt. Pobiegłam szybko po te wyniki i zaniosłam je lekarzowi. Na szczęście nie byłam potrzebna, więc mogłam spokojnie pójść do Lewisa i zobaczyć, jak przedstawia się sytuacja.
- Wszystko ok?- weszłam i zobaczyłam, że ma już na sobie koszulę swojego przyjaciela. Mieli prawie ten sam rozmiar więc nie było problemu.
- Tak, poradzę sobie. Dzięki, że nie musiałem iść w tym.- wskazał  swoje zaplamione ubranie. Nie ma to jak szczęście do wylewania na siebie kawy...
- W takim razie wracam na oddział- chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie. Tego się bałam. Bałam się, że będzie próbował kolejnych rozmów na tematy do których wracać po prostu nie chcę.
- Zaczekaj- pociągną mnie za rękę i zmusił żebym na niego spojrzała. Nie zależało mi na niczym innym, tylko na tym żeby stamtąd jak najszybciej uciec.- Nie dam ci po raz kolejny wyjść bez słowa. Zerwałem zaręczyny, ale moi rodzice jeszcze o tym nie wiedzą. Oboje z Sarą doszliśmy do wniosku, że to nie jest to. Znów tak na mnie patrzysz...- rzucił nie przerywając wywodu- Chcę im to powiedzieć w najbliższy weekend. Robią co roku przyjęcie na pożegnanie lata. Przychodzi multum ludzi. Musze tam jechać i wtedy chcę im to powiedzieć. Nie mam zamiaru udawać zakochanej pary z kimś, kogo nie kocham. Chcę żebyś tam ze mną pojechała.- Mówił do mnie to wszystko, a ja przetwarzałam to w głowie. Kiedy doszłam do ostatniego zdania uznałam, że zwariował.
- Chyba żartujesz. Wiesz za kogo mnie wszyscy będą mieli?- Nie dowierzałam, że mógł to wymyślić. Wszyscy od razu powiedzą, że to przeze mnie ślub został odwołany itd. z odpowiednimi przymiotnikami.
- To nie przejmujmy się tym. Chcę żebyś tam ze mną była, bo tylko ty mnie możesz pchnąć do zrobienia tego. Boję się, że w pewnym momencie stchórzę i nie powiem. Jak tylko na ciebie spojrzę będę wiedział, co mam zrobić. Proszę cię, wesprzyj mnie...




"Boże, daj mi cier­pli­wość, bym po­godził się z tym, cze­go zmienić nie jes­tem w sta­nie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jed­no od drugiego."


_______________________________________________________________
Jakoś trochę sytuacje pokomplikowały się jeszcze bardziej ;)
Przerwa od blogowania nie zrobiła mi chyba najlepiej,
bo rozdział średnio mi się podoba, ale to wam zostawiam wszystko do oceny;)
Alicja powinna jechać z Lewisem?
Przepraszam za spóźnienie, ale wolałam dodać coś trochę przemyślanego,
stąd moje spóźnienie. Dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam,
M.

6 komentarzy:

  1. cuuuuuuudo, nie bedzie slubu! jupi! moze w koncu! beda razem,
    zycze weny i czekam na cd, kiedy moze byc?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spodziewajcie się soboty, jak już wcześniej mówiłam, ale jeśli będę miała czas to może uda mi się coś wydziergać wcześniej ;)

      Usuń
  2. Hej hej :)
    Także się witam :)
    Cieszę się, że Lewis najpierw przełożył ślub a teraz go odwołał. To dużo zmienia. Jestem zdziwiona faktem, że Ala przesłała mu te pieniądze, miło z jej strony - tylko skąd je wzięła?
    Śmieszna sytuacja z tą kawą :) mają pecha, że na siebie ciągle wpadają, a może jest to jednak szczęście. Przez pierwszą kawę się poznali, a przez drugą pogodzili. Jak pięknie.
    Zastanawiam się czy Alicja pojedzie tam z chłopakiem, kurcze jego matka nie jest zbyt przyjaźnie nastawiona. Co za kobieta!
    Rozdział jest super! Właśnie wczoraj się zastanawiałam kiedy dodasz i w końcu jest.
    Z nie cierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Kilulu
    P.S
    Odpowiedziałam na Twój komentarz, za który bardzo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie odwołuje ślub xd Chociaż wątpię żeby Alicja pojechała z nim, zważywszy na to jak kiedyś została skrzywdzona i to dla niej dość trudna sytuacja.
    Mi się tam twój rozdział strasznie podobał i z niecierpliwościom czekam na next :*
    Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
    ostatnitaniec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu, na to liczyłam :) zapewne dla Alicji to nie łatwe, że odwołuje ślub i to w sumie z jej powodu. W końcu kiedyś została zdradzona. Czekam na kolejny rozdział i informuj mnie jeśli możesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, jak cała reszta:-) I po co on odwołał ten ślub, no o co?
    Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie jestem w mniejszości czytelniczek, które nie kibicują Lewisowi i Alicji, ale ja go nie lubię. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę się do niego przekonać.
    Lecę czytać dalej.
    GA

    OdpowiedzUsuń

by Heather - Land of Grafic