niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 2.

Moja głowa jakby gwałtownie zaczęła pracować. Czułam się jakbym budziła się z jakiegoś głębokiego i długiego snu. Problemem było to, że nie mogłam otworzyć oczu. Powieki były zbyt ciężkie. W ogóle chyba w każdej komórce mojego ciała czułam ból nie do zniesienia. Najgorsze było to, że chciałam się już obudzić. Ciężko opisać to uczucie. Czułam się całkowicie pobudzona. Byłam jakby więźniem własnego ciała. Poczułam, że ktoś dotknął mojej ręki i ten dotyk otworzył mi drogę do dalszych reakcji organizmu. Z wielkim trudem udało mi się zamrugać powiekami. Kiedy otworzyłam oczy światło zaczęło mnie razić, więc postarałam się zamrugać kilka razy, żeby się do niego przyzwyczaić. W końcu spojrzałam przed siebie. Znajdowałam się chyba w szpitalu, tylko co ja tutaj robiłam? Spojrzałam na mężczyznę obok mojego łóżka. Miał biały fartuch, więc najpewniej był lekarzem.
- Witamy w końcu wśród nas.- uśmiechnął się.- Proszę leżeć spokojnie. Nazywam się Ethan Roberts i jestem lekarzem. Pamięta pani co się stało?- wytężyłam umysł. Miałam lecieć do Australii na stypendium. Pamiętam jak Maciej odwoził mnie na lotnisko. Wsiadłam do samolotu. Co było dalej? Miałam być w Pekinie. Byłam? Nie pamiętam. Lekarz mówił do mnie po angielsku, więc na pewno nie byłam w Polsce. Ale dlaczego byłam w szpitalu? Nie mam pojęcia.
- Nie, nie pamiętam. Gdzie jestem?- byłam dość zdezorientowana.
- Jest pani w Sydney Eye Hospital. Jechała pani metrem. Nastąpiło zderzenie czołowe dwóch pociągów. To, że pani tego nie pamięta, jest zrozumiałe. Miała pani krwiaka, który został usunięty bez żadnych komplikacji. Przez ostatnie dwa tygodnie była pani w stanie śpiączki farmakologicznej. Oprócz tego ma pani spiralne złamanie kości piszczelowej i strzałkowej. W nodze ma pani śruby. Niestety również złamała pani rękę, ale tutaj jak widać wystarczył tylko gips.- wymieniał kolejne powikłania po wypadku. Metro? Dlaczego jechałam metrem. I dlaczego sama? Co dzieje się z dziewczyną, która miała się mną opiekować? A może ona była ze mną?
- Poproszę teraz tutaj pani rodziców.- poinformował mnie mężczyzna.
- Moich rodziców?- zapytałam automatycznie zaskoczona. Naprawdę udało im się oderwać od pracy i tutaj przyjechać?
- Coś nie tak?- zapytał zdziwiony. Kto normalny reaguje tak na rodziców, zganiłam się w duchu.
- Nie, nie. Proszę ich zawołać.- może w wieku dwudziestu dwóch lat uda mi się ich w końcu mieć dla siebie. Może teraz to ja jestem najważniejsza, a nie praca.
Po chwili zobaczyłam moich rodziców wchodzących do sali. Leżałam na OIOMie, więc chyba ta cała aparatura wokół trochę ich przerażała. Mnie za to przerazili oni. Nigdy ich takich nie widziałam. Byli zrozpaczeni. Mama bez makijażu, z worami pod oczami. Trudno było mi zdefiniować czy od braku snu, czy od płaczu.
- Alicja.- podeszła do mnie i przytuliła mocno. Boże, jak dawno mnie nie przytulała.- Dziecko, tak się o ciebie bałam.- mówiła tłumiąc płacz. Tata złapał mnie za rękę, tę zdrową i uścisnął ją. W ich oczach było widać zdecydowaną ulgę. Nie chcę sobie wyobrażać w jakim byłam stanie, skoro oni byli tacy zrozpaczeni.
- Przepraszam was, ale ja nic nie pamiętam od wylotu z Polski. Możecie mi powiedzieć co ja robiłam w tym metrze?- chciałam wiedzieć cokolwiek, może wtedy co mi się przypomni. Mylę, że oni chętnie pozwali by do sądu wszystkich, którzy mieli z tym wypadkiem coś wspólnego.
- Umówiłaś się z tą twoją opiekunką, Olivią, że przyjedziesz do niej do szpitala i pójdziecie na kolacje do jakiejś knajpy. Naprawdę nic nie pamiętasz?- zapytała zdenerwowana mama. Nie, nie pamiętam mamo. Ale nie bój się, was pamiętam dokładnie.
To było okropne. Tylko mi się wydawało, że chciałam ich tutaj. Przez całe moje życie zdążyłam się już przyzwyczaić, że nigdy ich nie było. Teraz udawali wspaniałych rodziców, siedzieli ze mną, dopytywali się jak się czuję, czy czegoś mi nie potrzeba. Tak, wspaniała szopka idealnej rodziny. Szkoda, że moja rodzina była tak bardzo nieidealna. 
Lekarze chyba uważali, ze wszystko jest w porządku i przenieśli mnie do normalnej sali. To wszytko tutaj było całkiem inne niż w Polsce. Miałam pojedynczą salę, co z jednej strony było dobre, z drugiej nie całkiem. Strasznie się wynudzę. Z pewnością ze względu na nogę i rękę czeka mnie jeszcze trochę czasu w szpitalu. Rodzice nie dawali za wygraną. Nie odstąpili mnie na krok. Na szczęście zbliżał się wieczorny obchód i będą musieli już iść. Czułam się źle wobec nich. Powinnam się cieszyć, że są tutaj, że chcą mnie wspierać, ale nie umiałam im wybaczyć tego, że wychowały mnie babcie i nianie, a nie oni.
Ten sam lekarz, którego zobaczyłam po przebudzeniu przyszedł do mnie na obchód. Pielęgniarka zmierzyła temperaturę i ciśnienie, a kiedy wyszła, lekarz został jeszcze chwilę.
- Już rozmawiałem z pani rodzicami na temat rehabilitacji. Ta noga była i nadal jest w opłakanym stanie. Trzeba się nią dobrze zająć. Poleciłem im mojego znajomego, który jest naprawdę świetny.- cholera, a miałam nadzieję, że wywinę się z tego dosyć szybko. No tak, ale rodzice na pewno zadbają żeby zajął się mną ktoś dobry. I drogi.
- Dziękuję. Co znaczy ten opłakany stan?- zapytałam, bo chciałam się zorientować, jak bardzo źle ze mną.
- Nie chcę pani straszyć, ale chcę być szczery. Nie wykluczone, że noga może nie nadawać się do użytku, mówiąc kolokwialnie. Dopiero za jakiś czas można się będzie przekonać o ostatecznym stanie.- tego się szczerze nie spodziewałam. Była możliwość, że spędzę resztę życia na wózku. Wspaniale.
- Nie mógł pan tego powiedzieć od razu?- trochę już nad sobą nie panowałam. Nie powinnam się do niego tak odzywać, ale to zaczynało mnie przerastać.
- A co by to zmieniło? Będziemy robili co w naszej mocy, żeby wszystko wróciło do normy.
- Te ostatnie słowa mógł pan sobie darować.- uśmiechnęłam się kpiąco, a on rzucił mi zdezorientowane spojrzenie.- Studiuję medycynę i naprawdę wiem co znaczy ''będziemy robili co w naszej mocy''.- pozostały mi dwie opcje. Załamać się już, albo jeszcze chwilę poczekać. Wybrałam tą drugą. Chciałam poczekać aż mężczyzna wyjdzie.
- Dobrze wiedzieć z kim ma się do czynienia.- uśmiechnął się i wyszedł. Ja nie widziałam w tej sytuacji nic do śmiechu. Byłam wręcz roztrzęsiona. Na szczęście rodzice już dzisiaj nie przyszli. To był jedyny plus- nie musiałam ciągle udawać, że wszystko jest okej.
Następne dni mijały tak samo. Nie było w  tym wszystkim żadnego optymizmu, nic. Na szczęście moja ręka doszła do siebie. Zdjęli mi gips i stałam się choć trochę bardziej samodzielna. Nie mogłam jej zbytnio forsować, ale wszystko szło w lepszym kierunku. Wiedziałam, że muszę zrobić jeszcze jedną rzecz, do której dopiero teraz byłam gotowa.
- Mamo, możesz pożyczyć mi telefon?- zapytałam kiedy wychodzili po kawę. Chciałam być sama przy tej rozmowie, więc wybrałam dobry moment. Moja rodzicielka wyciągnęła z torebki komórkę i wręczyła mi ją. Z uśmiechem wystukałam na ekranie numer Maćka i wybrałam opcję zadzwoń.
- Słucham?- usłyszałam po drugiej stronie znajomy głos. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałabym żeby teraz był przy mnie. 
- Przepraszam, że nie dzwoniłam raz w tygodniu.- zaczęłam smutno się uśmiechając. Brakowało mi go bardzo.
- Och, mała.- usłyszałam westchnienie.- Dwie godziny po naszej rozmowie usłyszałem o tym cholernym wypadku i modliłem się żeby ciebie tam nie było. Próbowałem do ciebie dzwonić żeby się upewnić, ale telefon nie odpowiadał i domyśliłem się, co cię stało. Drżałem o ciebie codziennie. Twoja mama zadzwoniła kilka razy żeby powiedzieć mi co z tobą. Tak się cieszę, że cię słyszę...- odetchną z wyraźną ulgą.
- Nie pamiętam naszej rozmowy. Ostatnią rzeczą, którą mam w głowie, jest wylot, dalej pustka. Mogę do końca życia jeździć na wózku...-poinformowałam go. Chciałam wsparcia w tej trudnej chwili.
- To nie ważne. Ważne, że żyjesz. Co bym bez ciebie zrobił? Nie wytrzymałbym długo.- uśmiechnęłam się. Miał rację. Ważne, że żyję.
- A jeśli naprawdę zostanie mi tylko wózek, to ożenisz się ze mną? Ktoś będzie musiał się mną opiekować.- usłyszałam jego głośny śmiech po drugiej stronie.
- Oświadczyny przez telefon? Nie najlepiej. Uwierz mi, że jak zobaczysz tą kolejkę mężczyzn chcących się tobą opiekować, już nie będziesz mnie chciała. Ale gdyby jednak, to tak, ożenię się z tobą. Chyba musisz czuć się dobrze skoro tak ci się dowcip wyostrzył?- po raz kolejny dziękowałam Bogu za takiego przyjaciela. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i musiałam skończyć, bo przyszli rodzice.
Olivia była też u mnie już kilka razy. Obie nie mogłyśmy się doczekać mojego powrotu do domu. Przez najbliższe dwa tygodnie będę musiała jeszcze leżeć, ale jakoś sobie poradzę. Maciek naprawdę podniósł mnie na duchu i przywrócił trochę chęci do życia. Z drugiej strony rodzice coraz bardziej mnie denerwowali. Zaczęło się przychodzenie do szpitala z laptopami, ciągłe telefony. Tylko przez chwilę wydawało mi się, że jestem najważniejsza...


"Im większe w człowieku wewnętrzne roz­bi­cie, poczu­cie włas­nej słabości, niepew­ności i lęk, tym większa tęskno­ta za czymś, co go z pow­ro­tem sca­li, da pew­ność i wiarę w siebie. "




10 komentarzy:

  1. Trafiłam tu do Ciebie, bo zostawiłaś link do swojego bloga u mnie, w zakładce ze spamem.
    Kiedy tylko znajdę wolną chwilę nadrobię resztę postów.
    Podoba mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że Alicji nic nie będzie, a nogę da się wyleczyć.
    Na pewno będę wpadać tu częściej.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny,
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi, że ci się spodobało ;) dziękuję za miłe słowa pod wszystkimi postami.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Biedna Alicja! Nie sądziłam, że konsekwencje tego wypadku będą tak straszne! Mam nadzieję, że obędzie się bez wózka...
    Nie spodziewałam się, że Olivia będzie przesiadywać u niej w szpitalu. Szkoda, że Maciek nie przyjechał. Ale i tak go uwielbiam!!!
    A rodzice dziewczyny mnie zawiedli. Nawet w takiej chwili nie potrafią okazać jej uczuć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam, kiedy ktoś wczuwa się tak jak ty w moją historię ;) Wiem, że ma dla kogo pisać ;) Dziękuję za komentarze ;) Obiecuję nowy rozdział bardzoo niedługo.

      Usuń
  3. Opowiadnie bardzo mi się podoba i na pewno będę tutaj wpadać ;)
    Infromuj mnie o nowościach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło ;) Dziękuję za dobre słowo i obiecuję informować ;)

      Usuń
  4. Weszła do ciebie aby zobaczyć co takiego piszesz, po tym jak skomentowała moje opowiadanie.
    I przyznam, że jestem po wrażeniem tego co napisałaś. Jest to naprawdę dobre i bardzo mi się podoba.
    Jest mi przykro, że wyjazd Alicji zaczął się od takiego wypadku. Ma ona wielkiego pecha. Będąc przy dziewczynie muszę napisać, że bardzo podoba mi się jej charakter.
    W sumie moja przyjaciółka ma tak samo na imię więc może też dlatego ją lubię.
    Podoba mi się także postać Maćka jest taką przyjazną osobą. Jet on chyba idealnym przyjacielem. Ja akurat nie uważam go za materialistę.
    Czekam na jakiś wątek miłosny i na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam Kilulu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że Maciej materialista budzi kontrowersje ;) To stwierdzenie miało być sarkazmem Alicji, która chce przekazać mu wszystko podekscytowana, a on lekko gasi jej zapał, ale w raczej zabawny sposób ;)
      Moja bohaterka, nie wiem dlaczego akurat Alicja, w zamierzeniu miała być osobą wzbudzającą sympatię czytelnika, więc miło mi, że tak się dzieje.
      Kolejne rozdziały niedługo, a i wątek miłosny się pojawi! ;D Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Och, wkurzają mnie rodzice Alicji i to bardzo!
    Biedna, nie miała prawdziwej rodziny jak dziecko, a oni myślą, że teraz to naprawią?
    Niedoczekanie.
    Maciek to przykład idealnego przyjaciela bez wchodzenia w głębokie friendzone :D
    Hmm, Ethan. Coś się będzie działo :D
    Ok, lecę do 3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuje Alicji, że jej rodzice tak mało się nie interesują. Może i mają kase, ale co z tego skoro nie mają czasu dla własnej córki. Cieszę się, że nie straciła kontaktu z Maćkiem mimo takiej odległości.

    OdpowiedzUsuń

by Heather - Land of Grafic