poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 28.

- Kochana przewiniesz ją? Ja zrobię nam coś do picia w tym czasie- poprosiła mnie Olivia. Wzięłam małą Lily na ręce, a ta wpatrywała się we mnie swoimi okrągłymi oczkami koloru morskiego błękitu, które odziedziczyła po tatusiu. Dwutygodniowe maleństwo wniosło tyle radości do życia nas wszystkich, że to było aż niewyobrażalne, ile potrafi taki malec. Przewinęłam ją i przytuliłam do siebie. Dziewczynka zaczęła ziewać, więc spodziewałam się, że zaraz zaśnie w moich ramionach.
- Jeju, jak dobrze, że ona się pojawiła. Mam teraz dodatkowe zajęcie, obok Alexa- dołączyłam do przyjaciółki buszującej w kuchni, kiedy Lily już zasnęła.
- Teraz, kiedy Lewis wyjedzie, będziesz miała jeszcze więcej Alexa- na początku nie zrozumiałam o co jej chodzi. Gdzie Lewis miałby jechać? Co to miało znaczyć? Olivia od razu zdębiała. Chyba powiedziała coś, czego nie powinna...
- Livi? Co to ma znaczyć?- od razu zaczęło się we mnie gotować i ręce zaczęły drżeć mi z nerwów. My chyba z Lewisem faktycznie mamy problemy ze wzajemną komunikacją.
- Wiesz... Myślę, że będzie najlepiej, jeśli sama z nim o tym porozmawiasz- wiedziałam, że nie będzie chciała do końca powiedzieć, o co chodziło.
- A żebyś wiedziała, że porozmawiam- teraz ja mogłam poczuć, jak to jest być wykluczoną z czegokolwiek. Może gdybym wtedy po wyjściu ze szpitala zgodziła się na rozmowę, na którą tak nalegał, powiedziałby mi o tym.
W ogóle nie mogłam skupić się na tym co mówiła Olivia. Moje myśli cały czas krążyły wokół Lewisa. jak tylko wyszłam od przyjaciółki, pojechałam do niego. Nie chciałam dłużej czekać i rozmyślać. Musiałam to z nim skonfrontować.
- Co ty tutaj robisz?- był bardzo zaskoczony, kiedy zobaczył mnie przed swoimi drzwiami. Wcale mu się nie dziwiłam.
- Chcę porozmawiać- wiedziałam, że takie ujęcie sprawy nie jest najlepsze, ale nie miałam zamiaru owijać w bawełnę.
- Ja też ostatnio chciałem, i co? Zbyłaś mnie od razu. Skoro tu przyszłaś, to pewnie dowiedziałaś się o moim wyjeździe?- zaczął mówić tak, jakby ze mnie szydził, jakby miał do mnie ogromny żal, jakby po prostu było mu przykro. Z drugiej strony było mi tak cholernie głupio, że dopiero teraz zebrało mi się na rozmowę.
- Brawo, trafiłeś. Olivia przez przypadek się wygadała. Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stać?- zapytałam z niecierpliwiona. Odsunął się i zaprosił mnie gestem do środka. Kiedy tylko weszłam do jego mieszkania widać było ślady wręcz wyprowadzki. Co on wyprawiał? Gdzie on jechał? W salonie na sofie leżały porozkładane ubrania, gotowe do spakowania.
- Co ty...?- nie dokończyłam, bo żadne słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Tak raptownie wszystko we mnie zaczęło się buntować. Kiedy był niedaleko czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że był, że ciągle jest gdzieś w pobliżu. Mogłam się do niego nie odzywać, ale wiedziałam, że był. Teraz miał wyjechać, nie wiedziałam gdzie, jednak spodziewałam się, że mogło to być potwornie daleko.
- Zgłosiłem się do Lekarzy Bez Granic. Wyjeżdżam na pół roku do Sudanu Południowego. Na początku na pół roku- poprawił się, a ja usiadłam, bo poczułam, że moje nogi mogą zaraz odmówić mi posłuszeństwa. Rozumiałam, że może chcieć pomagać, ale dlaczego musiał pchać się w jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie?
- Dlaczego akurat tam?- zapytałam zaciskając powieki. Nie chciałam sobie wyobrażać, co mogłoby go tam spotkać. Ja też wiele razy myślałam, żeby dołączyć do tej organizacji i wyjechać do Afryki, gdzieś gdzie ta pomoc naprawdę jest potrzebna. Teraz jednak przy chorobie mamy, nie wiem, czy byłabym gotowa to zrobić.
- Chciałem pojechać gdzieś, gdzie ta pomoc naprawdę będzie potrzebna- o ironio.- Tam przez wojnę ludzie potrzebują lekarzy. Poza tym panuje głód. To miejsce to dobry wybór- zaczął mi tłumaczyć swoje racje, ale ja nie bardzo chciałam tego słuchać. Nie mógł tam pojechać. Nie mógł narażać się na coś takiego. Jak Charlie mogła mu na to pozwolić? Albo rodzice, na pewno nic im nie powiedział.
- A... Kiedy wylatujesz?- zapytałam pozbawiona już jakichkolwiek resztek nadziei. Nie spodziewałam się, że jeszcze może zmieni zdanie, bo widziałam, że był pewny tego co robi.
- Dzisiaj wieczorem. O 20 mam samolot- skwitował. Jak to dzisiaj? I do tej pory nic o tym nie wiedziałam... Nie chodzi już o niego, ale o sam fakt, że Charlie i cała reszta usiedział cicho cały ten czas. Oczywiście, radź sobie sama z tym wszystkim.
- Mam nadzieję, że spełnisz swój cel, jadąc tam- wstałam i zaczęłam się z nim żegnać.- Uważaj na siebie.- podeszłam i przytuliła go, tak przelotnie, jak znajomego tuli się na pożegnanie.
- Ty też- odpowiedział i nie zatrzymał mnie, kiedy wychodziłam z jego mieszkania.
Byłam zła na cały świat. Na pierwszym miejscu w mojej wściekłości byli jednak moi przyjaciele, którzy nie zdołali mnie poinformować o tym, że Lewis wyjeżdża. Rozumiałam, że może chcieli wykazać lojalność wobec niego, ale to nie była błahostka. To nie było nic nieznaczącego, a wręcz przeciwnie.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?- zadzwoniłam zaraz do Charlie. Nie chciałam na nią napadać, może po prostu chciałam się wyżalić... Nie umiałam sobie sama z tym poradzić. Kiedy weszłam do domu, usiadłam na kanapie i ślepo wpatrywałam się w ścianę, myśląc co mam zrobić. 16:00. Mam jeszcze cztery godziny. Nie wiele myśląc wyciągnęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki, licząc, że jakoś mi pomoże.
- O wyjeździe Lewisa?- usłyszałam przygnębiony głos po drugiej stronie i rozwrzeszczanego Alexa.
- A jest jeszcze więcej rzeczy, o których mi nie powiedziałaś?- odcięłam się, choć byłam równie przybita, jak ona. Dosłownie miałam ochotę usiąść i płakać, bo chyba nie było rzeczy, którą jeszcze mogłam zrobić.
- Mówię ci szczerze, że nie wiem, dlaczego ci nie powiedziałam. Albo byś chodziła przybita i nic z tym nie zrobiła, albo poszłabyś do niego i byście się pokłócili. Nie wiem co się z wami dzieje, że nie możecie się dogadać, że nie możecie sobie wybaczyć takich głupot... Wiesz ile ja bym za to dała? Chciałabym być na miejscu któregoś z was i mieć drugie przy sobie. Cholernie marnujecie czas. Co mam ci powiedzieć więcej? Nie będę ci kazała do niego jechać, jeśli jeszcze tam nie byłaś, bo i tak pewnie to wszystko zmarnujecie. Jesteście, jak dzieci- tego się po niej nie spodziewałam. Potraktował mnie monologiem, trafiającym do głębi. Poruszyła sprawy, które dotykały mojego poczucia winy.
- Charlie... Byłam u niego, ale porozmawialiśmy tylko chwilę, pożegnaliśmy się i to tyle. Ja nie mam prawa mówić mu nic na temat jego wyjazdu. Jeżeli chce jechać, to z ciężkim sercem będę to przeżywać, ale nie powiem mu, żeby nie jechał. To jego decyzja. Może sam jeszcze to przemyśli... Może się jeszcze wycofać- chciałam jakoś załagodzić sytuację. Ja nie mam do niego żadnego prawa...
- Właśnie o tym mówię. Nie zmieni zdania. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile czasu ja go przekonywałam, ile rodzice... Ethan oczywiście powiedział to samo, co ty- było mi jej tak strasznie szkoda. Dobrze wiedziałam, co przeżywa. Ja przeżywałam to samo.
- Nie myśl sobie, że ja nie będę się o niego martwić- uśmiechnęłam się pod nosem.- Nie będzie minuty, żebym przez najbliższe pół roku o niego nie drżała, ale jeżeli ty nic nie zrobiłaś, to mnie też nie posłucha. Nie składaj winy na mnie, to jego decyzja- musiałam się jakoś bronić, chociaż na jej miejscu postąpiłabym pewnie tak samo. Już nie wiedziałam, co jest słuszne. Pożegnałam się z przyjaciółką i rozłączyłam.
Musiałam się czymś zająć, nie mogłam tak siedzieć. Zaczęłam sprzątać, ale w końcu postanowiłam zadzwonić do Maćka, bo miałam zbytni mętlik w głowie.
- O, a czym ja sobie zasłużyłem na takiego zacnego rozmówcę?- zaczął mój przyjaciel, jak zawsze pełen humoru, niezależnie od godziny.
- Maciej, nie mam nastroju. Lewis za półtorej godziny wylatuje do Sudanu Południowego. Zgłosił się do Lekarzy Bez Granic. Nie mam pojęcia, co mam teraz zrobić. Charlie jest na mnie zła, że nie powiedziałam mu żeby nie jechał. Ale, co ja teraz mogę? My nie rozmawiamy ze sobą tyle czasu, ja nie będę mu mówić, co ma robić- przedstawiłam mu mój tok rozumowania i z niecierpliwością czekałam na rady.
- Wiesz co, u nas jest prawie druga w nocy i możliwe, że trochę gorzej kontaktuję, ale ty mnie pytasz, co masz zrobić? Jak to co masz zrobić? Masz zabrać natychmiast swój tyłek w troki i pojechać na lotnisko i go stamtąd zabrać. A jak nie zdążysz, to masz tam za nim jechać i przywieźć go z powrotem. Nie, nie pozwalam ci tam jechać, bo tam jest cholernie niebezpiecznie. Więc nie masz wyjścia, rusz się, bo będziesz miała problem- dlaczego on jest moim przyjacielem? Nic z tego, co powiedziałam do niego nie dotarło.
 - Słyszałeś, co powiedziałam?- zapytałam jeszcze raz. Byłam na niego zła.
- A ty słyszałaś, co ja powiedziałem? Już, biegiem, na lotnisko! Głupku, przecież kochasz go, nawet bardziej niż mnie. Pozwolisz, mu wystawiać się na pewną śmierć?- ok, wiedziałam dlaczego był moim przyjacielem. Dobra, miał rację, kochałam go. I po szybkim przemyśleniu tego, naprawdę nie wiedziałam, co ja jeszcze robię w domu.
- Dobrze, jadę. Trzymaj kciuki żebym zdążyła- rozłączyłam się i pognałam do drzwi. Musiałam złapać taksówkę, co udało mi się na szczęście szybko. Pech chciał, że o tej porze wiele ludzi kończyło pracę i cholerne Sydney było całkowicie zakorkowane. Bez przerwy mamrotałam taksówkarzowi, żeby jechał szybciej, żeby znalazł jakiś objazd, żeby zrobił cokolwiek. Niestety, jakby specjalnie tego dnia, nie dało się nic.
Bez wielkiej nadziei wpadłam na lotnisko dziesięć minut przed 20. Wyszytałam odpowiedni lot na tablicach, pobiegłam w tamtą stronę. Bramki były zamknięte, przy nich stał ochroniarz.
- Proszę pana, muszę porozmawiać z jedną osobą, która jest na pokładzie, to sprawa życia i śmierci- wierzyłam, że uda mi się go przekonać, naprawdę w to wierzyłam.
- Samolot właśnie wjeżdża na pas startowy. Bardzo mi przykro- odszedł i zostawił mnie samą ze łzami cieknącymi po policzkach. Spojrzałam przez przeszklone okno i obserwowałam ruchy samolotu. Stałam tam aż do startu. W końcu ruszyłam stamtąd i pojechałam metrem do domu. Napisałam jeszcze w trakcie drogi sms'a do Maćka, że nie zdążyłam. Miałam zamiar go posłuchać i ściągnąć stamtąd Lewisa za wszelką cenę. Nawet jeśli sama będę musiała tam jechać.
Wlokłam się po schodach do mojego mieszkania. Byłam kompletnie wypompowana, nie było we mnie nawet krzty energii. Weszłam w końcu do środka i oparłam się o drzwi. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym przeszłam do salonu, gdzie podskoczyłam, jak oparzona.
- Co ty tu robisz?- zapytałam, głośno wypuszczając powietrze z ust.
- Wiesz co, spojrzałem na to zdjęcie- popatrzyłam na jego ręce, w których trzymał naszą fotografię, która do tej pory wisiała u niego na ścianie. Czułam gulę w gardle, ale automatycznie z mojej piersi spadł taki ciężar, że czułam się niewyobrażalnie lekko i blisko było mi do euforii.- Patrzyłem tak na nie i uświadomiłem sobie, że chcę spędzić resztę życia z tą kobietą, bo kocham ją jak wariat i nie ma sensu, go teraz jakoś specjalnie narażać. Uznałem więc, że Afryka obędzie się beze mnie, a tutaj bardziej pasuję- patrzyłam na niego i słuchałam jego słów, jak zaczarowana. Przed chwilą byłam zrozpaczona, że wyjechał, a on siedzi przede mną- cały i zdrowy.
- Zdecydowanie tutaj pasujesz- wycedziłam przez  ściśnięte gardło i podeszłam do niego. Wstał i przytulił mnie tak, że zabrakło mi tchu, a później pocałował, co jeszcze wzmocniło to uczucie.
- Maciek do ciebie zadzwonił, prawda?- zapytała, kiedy udało nam się od siebie oderwać. Uśmiechnął się szeroko.
- Zadzwonił, ale wtedy, kiedy ja już wychodziłem z lotniska. Jeszcze bardziej utwierdził mnie w tym wszystkim. I wiem, że to wiesz, ale ja też cię kocham, najbardziej na świecie- wypowiedział te ostatnie słowa patrząc mi prosto w oczy, w których znów zaszkliły się łzy. Przygarnął mnie do siebie.
- Wyjdź za mnie- szepnął.
- Co?- oderwałam się od niego, myśląc, że się przesłyszałam.
- Wyjdź za mnie, pobierzmy się, wtedy nie będzie żadnych tajemnic, wszystko będzie wspaniale- mówił rozentuzjazmowany, a ja skwitowałam to uśmiechem i wtuliłam głowę w jego pierś.
- Dobrze- odpowiedziałam.





"W ziar­nku pias­ku uj­rzeć świat cały
Całe niebo - w kwiat­ku koniczyny,
Nies­kończo­ność zmieścić w dłoni małej
Wie­czność poz­nać w ciągu godziny."
W. Blake


KONIEC


________________________________________________________________________
Tak też kończy się historia Alice i Lewisa. Wiem, że obiecywałam dłuższą, ale tak wyszło.
Dziękuje wam za te tysiące wejść, za przeżywanie historii razem z bohaterami.
Jest mi niezmiernie miło, że mogłam dla was coś tworzyć.
Niebawem udostępnię wam coś nowego mojego autorstwa.
Teraz już żegnam się z wami na chwilę i oddaję w wasze ręce ostatnią część tego opowiadania.
Do miłego ;)
Pozdrawiam,
M.
P.S. Prosiłabym, aby każdy kto to czytał zostawił po sobie choćby słowo w komentarzu, chciałabym po prostu zobaczyć, ile was było. 
 



9 komentarzy:

  1. woooooow
    zatkalo mnie
    to
    bylo
    po
    prostu
    suuuuuuuuupe
    tylko szkoda, ze to juz koniec :/ bardzo sie zwiazalam z tym opowiadaniem :)
    ale poczekam na nowy blog :)
    pozdrawiam
    ~Doma

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniec? Jak to?
    Nie ja się nie zgadzam :c
    Mimo wszystko bardzo się cieszę, że oni są razem.
    Nie wyobrażałam sobie innego zakończenia.
    Pozdrawiam
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko... Nie spodziewałam się takiego zakończenia... Oczywiście wiedziałam, że będą razem, bo... no kurde xd są po prostu sobie przeznaczeni :D A ślub? Cudownie *.*
    Jest mi przykro, że to już koniec, bo cały czas śledziłam losy Alice i Lewisa, choć nie zawsze zostawiałam po sobie znak :c Ich historia była po prostu cudowna, a Ty świetnie to nam przedstawiłaś. Jesteś wspaniałą autorką i mam nadzieję, że coś dla nas jeszcze napiszesz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Tu Seoanaa, to moje nowe konto ;)

      Usuń
  4. Świetne zakończenie, bardzo wzruszające. Ile ja bym dała za takiego przyjaciela jak Maciej... :>
    Czekam na kolejne Twoje opowiadanie, świetnie piszesz! :*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za wszystkie chwile poświęcone kolejnym rozdziałom a tym samym nam Twoim czytelnikom :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie było naprawdę świetne! Szkoda, że to koniec, jednak mam nadzieję, że niebawem pojawi się nowa równie interesująca i wciągająca historia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. piękne /kolorowa gruszka

    OdpowiedzUsuń

by Heather - Land of Grafic